Rysunki Marka Raczkowskiego zna cała Polska. Artysta ujawnił, że walczy z chorobą
Kamil Olek
Choć rysowników mamy w Polsce wielu, Mistrz może być tylko jeden, a mianowicie – Marek Raczkowski. Nadużyciem nie będzie przy tym stwierdzenie, że z jego twórczością (bezpośrednio lub pośrednio) zetknął się niemal każdy. Mimo to jednak życie osobiste artysty przez długie lata nie było przedmiotem żadnej debaty, on sam zaś skrzętnie strzegł własnej prywatności. Aż do teraz. Nie tak dawno wszystko zmieniła bowiem poważna choroba, o której – wraz z przyjaciółką, satyryczką Kingą Kosik-Burzyńską – opowiedział dziś w "halo tu polsat".
Bo prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. O chorobie Raczkowskiego i wsparciu Burzyńskiej
Kinga Kosik-Burzyńska, podobnie jak i Marek Raczkowski, na co dzień zajmuje się satyrą – jest aktorką, improwizatorką i parodystką. I to właśnie praca sprawiła, że między tą dwójką nawiązała się nić porozumienia.
"Poznaliśmy się w klubie komediowym. Jeździliśmy bardzo dużo z całym zespołem po Polsce, mieliśmy dużo wspólnych występów. Robiliśmy razem reklamy. I tak się zaprzyjaźniliśmy", mówił artysta w rozmowie z Agnieszką i Maćkiem.
Prawdziwą próbą dla przyjaźni stała się jednak choroba Raczkowskiego. Szybko okazało się też, że popularne przysłowie o przyjaciołach i "biedzie" pasuje do tej dwójki idealnie.
"Kiedy zachorowałem i miałem dowiedzieć się, jaka jest prawda... Kinga powiedziała, że pójdzie ze mną do tego lekarza. Bo strasznie trudno było pójść samemu. I od tego momentu w zasadzie towarzyszy mi w tej chorobie, zmaga się z nią ze mną", wspominał.
Marek Raczkowski przyznał jednocześnie, że zmagał się z nowotworem pęcherza, jednak pierwotnie nie chciał zdecydować się na operację jego usunięcia. I choć poszukiwał terapii alternatywnych, żadna nie okazała się w pełni skuteczna.
"Trudno jest wpłynąć na osobę, której jest to decyzja. To jest jej walka. Mogłam wspierać, mogłam mówić, co ja o tym myślę, natomiast nie mogłam w żaden sposób zmusić Marka, by podjął jakąś decyzję pod moim naciskiem. I też nie chciałam tego robić, bo przyjaźń nie polega na tym, by kogoś zmuszać. Aczkolwiek ja, jeżeli miałabym się przyznać do swoich myśli, to byłam bardzo za tym, co mówi lekarz", opowiadała z kolei Kinga Kosik-Burzyńska.
Ostatecznie, również dzięki rozmowom z najbliższymi, do operacji doszło. Artysta wyznał jednak, że mimo braku komórek nowotworowych, nie powrócił do pełni zdrowia.
"Teraz mam problemy z funkcjonowaniem tego całego urządzenia, które muszę w sobie nosić. Sepsy, zakażenia. I niby nie mam raka, choć są konsekwencje i powikłania, a to się ciągnie cały ten czas od operacji. Ale mam też dużo wsparcia właśnie ze strony przyjaciół. Przyjaciele są najważniejsi", dodał.
Artysta artystą, tak w zdrowiu, jak i w chorobie. "Trzeba być profesjonalistą"
Marek Raczkowski zrelacjonował również, jak wyglądało jego życie zawodowe zaraz po diagnozie. Przyznał, że początkowo nie był w stanie pracować, co uszanował jego pracodawca, w końcu jednak udało mu się "zmobilizować".
"Mam jednak problem z podejmowaniem zobowiązań, bo nie wiem, czy za tydzień nie będę w szpitalu", mówił, po raz kolejny przypominając, jakim wsparciem są dla niego przyjaciele, którzy mają ogromny wpływ na to, co robi.
"Każdy jest od czegoś innego", uzupełniła przyjaciółka Mistrza.
Raczkowski i Burzyńska wspólnie przytoczyli również historię, która wydarzyła się zaledwie dwa dni po jego diagnozie.
"Z Kingą dużo się wygłupiamy po prostu. Pamiętam, że po tej diagnozie zupełnie załamany poszedłem do klubu komediowego na spektakl i po prostu tak się bawiłem świetnie", opowiadał, dodając jednocześnie, że pierwsze skrzypce na satyrycznej scenie grała wtedy właśnie Kosik-Burzyńska, która wiedziała już o chorobie.
"Marek był widzem, a ja byłam po drugiej stronie", stwierdziła.
On dodał z kolei, że niezależnie od tego, co dzieje się w życiu i jaka tragedia spotyka artystę, musi on wyjść i rozśmieszać ludzi.
"Trzeba być profesjonalistą. To jest nasz obowiązek", zakończył.
W tym miejscu należy też wspomnieć o wystawie prac Mistrza, która odbędzie się dzięki warszawskiej Fundacji Rozwoju Kinematografii już w listopadzie. Tam też zakupić będzie można jego dzieła, zaś cały dochód zostanie przeznaczony na dalsze leczenie.
Markowi Raczkowskiemu życzymy dużo zdrowia.