Ewa Wachowicz w drodze na Antarktydę. Nie obyło się bez nagłej zmiany planów (i to pierwszego dnia)
Kamil Olek
"Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku" – choć te słowa Laoziego zdają się doskonale oddawać ducha wyprawy Ewy Wachowicz na Antarktydę, już na starcie okazało się, że ów krok może sprawiać trudności. Podróż na Mount Sidley, ostatni szczyt potrzebny do zdobycia Korony Wulkanów Ziemi, której patronem medialnym jest "halo tu polsat", rozpoczęła się więc od nieoczekiwanego zwrotu akcji i równie szybkiej zmiany planów. Optymizm i determinacja zdają się jednak nie opuszczać nie tylko Ewy, ale i całej ekipy.
Odwołane loty, nagłe przesunięcia i dodatkowe kilometry. Trudne początki ekspedycji Wachowicz
Choć Ewa miała rozpocząć swoją wielką przygodę w Krakowie, 6 stycznia, los postanowił spłatać jej figla i to już na samym początku. Pierwotnie planowany lot został bowiem... odwołany, co zmusiło całą ekipę do szybkiej zmiany planów oraz samochodowej podróży do Warszawy.
"Wylatujemy dzień później, mamy o jeden dzień mniej, jeżeli chodzi o wyprawę, bo niestety wczorajszy lot nasz został odwołany. Ciągle jesteśmy jednak pełni optymizmu, siły i nadziei, że wszystko dobrze się potoczy", mówiła Ewa w jednym z instastories.
Choć sytuacja wymagała szybkiego działania, a przy okazji kosztowała sporo nerwów, energia Wachowicz pozostała niezachwiana (my nie powiemy zaś, by nas to zaskoczyło.
"Trochę nerwów było od wczoraj, ale już jest dobrze. Za moment ruszamy", dodała z uśmiechem, w typowy dla siebie sposób pokazując, że każdą przeszkodę można zamienić w... kolejną część przygody.
Ostatecznie Ewa wystartowała z Warszawy do Toronto, stamtąd zaś skieruje się na południowy kraniec świata. Przed nią i jej ekipą lot do chilijskiego Punta Arenas, a potem kluczowy etap wyprawy – dotarcie na Antarktydę i atak na Mount Sidley. Optymizm i siła, które towarzyszą całej trójce od samego początku, wydają się być jednak najlepszymi towarzyszami w tym wielkim przedsięwzięciu.
"Gotowi na przygodę!" – zakończyła.
Trzymamy tym samym kciuki, by kolejne etapy poszły już z górki (a właściwie pod górkę). I czekamy na kolejne wieści!
Zobacz też: