Zawadzka, Strasburger i Łukaszewicz, czyli o "Nocach i dniach" oraz Antczaku i Barańskiej z pierwszej ręki
Kamil Olek
Dzięki wspomnieniom Jerzego Antczaka, którymi podzielił się w rozmowie z Katarzyną Cichopek, ostatnia część dzisiejszego wydania "halo tu polsat" upłynęła pod znakiem niezapomnianych "Nocy i dni". Słowom reżysera przysłuchiwali się zaś ci, dzięki którym film ten po dziś dzień przyciąga Polki i Polaków – Magdalena Zawadzka, odtwórczyni roli Ksawuni Woynarowskiej, Karol Strasburger, czyli filmowy Józef Toliboski oraz Olgierd Łukaszewicz, który wcielił się w Janusza Ostrzeńskiego. I to oni właśnie podzielili się wspomnieniami – zarówno na temat samej produkcji, jak i Jadwigi Barańskiej oraz Jerzego Antczaka. Nie zabrakło wzruszeń i wyjątkowych słów wdzięczności – wysłanych aż za ocean.
Zawadzka, Strasburger i Łukaszewicz o Antczaku. "Nie ma innego takiego reżysera"
Chwilę po rozmowie z Antczakiem prowadzący zapytali gości i gościnię, czy zawsze promieniował on tak niesamowitą energią – widoczną do dziś, mimo upływu lat.
"Zawsze był taki. I to ośmielało do improwizowania. Ośmielało do tego, żeby z siebie dawać od razu emocje. Od razu miał w sobie taką akceptację. Nie było tam prowadzenia za rączkę. [...] Był bardzo ciekaw, co się pali we mnie, gdzie mnie prowadzi intuicja. I to w tej chwili, jak widać, jeszcze promieniuje. Ta radość tworzenia, akceptacja, uniesienie", mówił Olgierd Łukaszewicz.
Szybko zgodziła się z nim również Magdalena Zawadzka, którą z Jerzym Antczakiem oraz jego żoną poza relacjami zawodowymi łączyła także wielka przyjaźń.
"Zawsze był taki. To, co widzieliśmy [w rozmowie Katarzyny Cichopek z Jerzym Antczakiem – przyp. red.], to tylko kontynuacja jego wczesnej młodości. A poza tym zagrzewał do walki w sposób taki, że nie sposób było mu się oprzeć. Choć lubił też pokazać czasem, bo z zawodu był aktorem. I to było fantastyczne, bo było tak przerysowane, żebyśmy my zechcieli to zrozumieć", stwierdziła.
Karol Strasburger z kolei, przywołując jedną z książek Mistrza, pod tytułem "Jak ja ich kochałem", mówił, że w całym zawodowym życiu nie spotkał reżysera, który traktowałby aktorów tak, jak Jerzy Antczak.
"On nas kochał wszystkich, on kochał to co robił, kocha do dziś, to widzimy. To jest jakaś pasja niebywała, on tym żyje i swoją energią zawsze pociągał za sobą. Ta miłość do nas, do filmu, do tego wszystkiego była taka, że człowiek był w stanie wykonać właściwie wszystko. Ja do tej wody [w kultowej scenie z nenufarami – przyp. red.] właziłem bez problemu, tak jak koledzy tarzali się w błocie. To jest niebywała, wspaniała postać", wspominał, podkreślając jednocześnie, że "nie można było tego nie zrobić, skoro Jurek z takim zapałem to proponował.
O historiach w "Nocach i dniach", produkcjach, których już nie ma oraz przyjaźni przez ocean
Olgierd Łukaszewicz podzielił się również wspomnieniami z pracy na planie, opowiadając o scenie z Anną Nehrebecką (która wcieliła się w Celinę Mroczkównę-Katelbinę).
"Kiedy szykowaliśmy się do sceny miłosnej, po prostu zafundował nam butelkę koniaku. Zażądał, żeby wszyscy opuścili halę i powiedział, że jak już będziemy gotowi, to mamy go zawołać, by filmować. [...] U Antczaka miałem taką akceptację, że mogę się odkryć z moim napięciem, z moją niepewnością, z wątpliwościami, które ma moja postać, a z którą ja się identyfikuję".
Ze swoją opowieścią pospieszył też Karol Strasburger, który jako odtwórca roli Toliboskiego, miał do odegrania kilka "dość intymnych", jak to określił, scen z Jadwigą Barańską, żoną reżysera.
"Było to dla mnie, dla młodego człowieka dość krępujące, żeby przytulać i całować się z małżonką szanownego reżysera. Byłem tym stremowany. A Jurek powiedział, że mam się nie przejmować, bo on tylko się przygląda. Była też taka scena, w której Toliboski podbiega do Basi, przyjeżdżając czterema białymi końmi. W tym przaśnym klimacie, do chałupy na wsi, a on poprosił, by rozciągnięto czerwony dywan, bym poczuł się jak nie z tego świata. Ja po tym dywanie biegłem, czego nie widać oczywiście i czułem się, jakbym był z innego świata".
Magdalena Zawadzka opowiedziała z kolei nieco więcej o przyjaźni z małżeństwem Antczaków, a także ich miłości.
"Choć Jadwiga pociągała wszystkimi sznurkami, Jurek bezgranicznie jej ufał z powodu wielkiej miłości i wiary w to, że ona ma rację, bo ona zawsze miała rację. On jej słuchał i na swój sposób, w który ona już nie ingerowała, to realizował. To ona skłoniła Jurka do przeczytania książki, której nie chciał czytać. [...] Bardzo się przyjaźniliśmy. Oni byli tak nam [Zawadzkiej i jej mężowi, Gustawowi Holoubkowi – przyp. red.] bliscy, właściwie jak rodzina. Mieszkali dwie ulice dalej, więc często się spotykaliśmy. Nie tylko w Polsce, ale potem już w USA też były cudowne spotkania. Była też korespondencja, telefony".
Aktorka ujawniła również, że chwilę przed śmiercią Barańskiej udało jej się porozmawiać z Jerzym Antczakiem, mimo że wcześniej, przy próbach kontaktu telefonicznego, długo nie uzyskiwała żadnej odpowiedzi.
"Ja dzwoniłam i nikt nie odbierał telefonu, a zawsze robił to Jurek albo syn Mikołaj. Potem się tak tym wszystkim zdziwiłam i właściwie zmartwiłam, że coś się dzieje, że napisałam. Jurek mi odpisał, że nie miał możliwości nawet odpisywania, bo był w tak niedobrym stanie. To już było światełko czerwone, alarmowe, a potem natychmiast nastąpił ten potworny życiowy krach całej rodziny", dodała Zawadzka.
Cała trójka podzieliła się także refleksjami, dotyczącymi niezwykłości produkcji sprzed 50 lat (i to pod każdym względem), a także smutną konstatacją, że podobne filmy czy seriale nie mogłyby się udać w dzisiejszej rzeczywistości.
"Proszę sobie wyobrazić sytuację teraz w jakimś serialu (z całym szacunkiem do tych seriali, w których bierzemy udział). Żeby dla młodego człowieka, który zbiera nenufary i tam nic więcej się nie dzieje, zebrać cały zespół aktorski filmu i żeby wszyscy przyjechali, byli na brzegu pięknie ubrani i byli intensywnie zaangażowani w to całe zdarzenie", uzupełnił Karol Strasburger.
Na sam koniec aktorka i aktorzy zwrócili się bezpośrednio do Jerzego Antczaka, który, o czym poinformowali prowadzący, oglądał program "na żywo".
"Jureczku, kochamy Cię naprawdę z całą, całą mocą i siłą. Jesteś z nami cały czas", powiedział Karol Strasburger.
"A ja dziękuję, panie Jerzy, z serca za ten klimat, który pozwalał w tej mojej niepewności marzyć o tym, żeby być aktorem. Że ma się partnerów takich jak pan, którzy pobudzają, rozbudzają, dają wiarę. Dziękuję", dodał Olgierd Łukaszewicz.
"Jureczku, ja dziękuję za waszą przyjaźń i wiem, że teraz się ona skumulowała w tobie i w Mikołaju. Serdecznie was pozdrawiam i wierzę w to, w co ty wierzysz. W tę energię Jadzi, która jest cały czas obecna przy tobie i przy Mikołaju i będzie was strzec przed wszelkim złem", skonkludowała Magdalena Zawadzka.