TYLKO U NAS. Jerzy Antczak o "Nocach i dniach swojego życia" oraz Jadwidze Barańskiej. Pierwszy raz od jej śmierci
Kamil Olek
Niemal w przededniu 50. rocznicy powstania ponadczasowych "Nocy i dni", kilka miesięcy po śmierci Jadwigi Barańskiej, a jednocześnie niedługo po 95. urodzinach (i wydaniu jubileuszowej edycji książki "Noce i dnie mojego życia), gościem "halo tu polsat" był legendarny Jerzy Antczak. Reżyser opowiedział zarówno o kulisach powstania filmu, jak i o roli, którą w jego życiu – zawodowym, lecz przede wszystkim prywatnym – odegrała aktorka. W poruszającej rozmowie z Katarzyną Cichopek mówił zaś między innymi o braku akceptacji dla sytuacji, w jakiej znalazł się po odejściu ukochanej żony, a także planach dotyczących jej drugiego – tym razem polskiego – pochówku.
"Nocy i dni" mogło... nie być. “To jest nie do zrobienia"
Mimo że za kilka miesięcy minie dokładnie 50 lat od premiery "Nocy i dni", Jerzy Antczak przyznaje, że wciąż zdarza mu się nie dowierzać w sukces ekranizacji powieści Marii Dąbrowskiej.
"Do dzisiaj nie mogę o to uwierzyć, jak to się stało, że ta książka, której nikt nie chciał przeczytać, której nikt nie chciał zrobić... że po 50 latach ten film żyje. Istnieje takie prawo w kinematografii, że jeżeli film przeżywa 7 lat, to i będzie trwał, a ten trwa pół wieku", powiedział.
W rozmowie z Katarzyną Cichopek reżyser przytoczył także historię powstania filmu, w której to kluczową rolę odegrała – a jakże – Jadwiga Barańska. To ona bowiem jako pierwsza zapoznała Antczaka z twórczością Dąbrowskiej. Ten zaś, jak sam stwierdził, jako człowiek "spontaniczny" zareagował "bardzo niegrzecznie".
"Powiedziałem, że tego gniota nikt nie przeczytam. Ale Jadzia, ze swoim spokojem, zacytowała mi dwa zdania: »Żyjemy, umieramy. A życia wciąż wystarcza«. I nie musiała już nic więcej mówić", opowiadał, przyznając, że przez kolejne dwa tygodnie – przebywając akurat poza granicami Polski – myślał jedynie o książce, a zaraz po powrocie przeczytał ją w trakcie trzech bezsennych nocy.
Jak jednak zabrać się za tak... wymagające – eufemistycznie rzecz ujmując – dzieło? Jerzy Antczak zdecydował się odwiedzić swojego imiennika, Jerzego Kawalerowicza, będącego ówcześnie kierownikiem artystycznym Studia Filmowego "Kadr". Ten nie miał jednak dla niego zadowalających wieści.
"Powiedział: »Panie Jerzy, pan zrobi u mnie wszystko, tylko nie to. To jest nie do zrobienia. Ale niech pan napisze jakiś konspekt«. Napisałem, jednak on stwierdził: »Panie Jerzy, to jest naprawdę niedobre«. Ale ciągle walczyłem. Napisałem scenopis. Powiedział: »Jeszcze gorzej«. [...] Ponieważ widział w moich oczach desperację, rozpacz, poprosił, żeby opowiedział mu pierwsze trzy minuty filmu".
Antczak opowiedział i dopiero tym przekonał Kawalerowicza do swojego pomysłu. W rozmowie z Kasią reżyser dodał zaś, że Barańska była nie tylko inicjatorką powstania "Nocy i dni", ale i "ratunkiem" dla całości.
"W filmach można obsadzać konkubiny, można kobiety znajome, nie wolno zaś obsadzać żon. A ja odważyłem się wziąć Dąbrowską i już wszyscy umierali ze śmiechu, a do tego obsadziłem Barańską [...]. Gdyby Jadzia zagrała tylko poprawnie, gdyby zagrała nawet bardzo dobrze, to byłoby to za mało. Ona musiała zagrać to genialnie i uratowała moje życie. [...] Jadzia powiedziała: »Pozwól, że ja będę grała«. Więc ja stwarzałem scenę, sytuację, a reszta była z jej serca".
Trzy i pół tysiąca stażystów, nenufary i zero efektów specjalnych
Z perspektywy blisko 50 lat trudno uwierzyć, że w filmie Jerzego Antczaka nie ma żadnych efektów specjalnych. Reżyser przywołał między innymi scenę exodusu w Rącznej, w której udział wzięło... trzy i pół tysiąca stażystów.
"Dzisiaj robi się to komputerowo. Było jedno ujęcie i brak możliwości zrobienia dubla. Zawrócenie całego tego exodusu trwałoby cztery i pół godziny", opowiadał.
Za wyjątkową Antczak uznaje również scenę z nenufarami (i nie jest jedyny – można by zaryzykować stwierdzenie, że to najpopularniejszy motyw całego filmu).
"Wiedziałem, że to będzie motyw powtarzający się i będzie jakby duszą Barbary. Ale jak znaleźć nenufary? Szukali ich po całej Polsce. [...] Myśmy mieszkali w Stoczku Łukowskim i dojeżdżaliśmy do Seroczyna około 5 kilometrów. I pewnego dnia mój kierowca, pan Benio, mówi: »Panie Jerzy, co tam jest za tą górą?«. I zobaczyliśmy. Genialny instynkt. Stanąłem na górze i zobaczyłem staw pełen nenufarów. Myślałem, że zwariowałem", wspominał.
Przy okazji Antczak opowiedział również o okoliczności powstawania scen pożaru – te zaś nakręcono w Krakowie.
Ktoś mi powiedział, że na Starym Mieście, burzą stare domy. Pojechałem tam i patrzę, kawał dzielnicy, a buldożery już stoją. Poleciałem więc do architekta i poprosiłem o powstrzymanie burzenia. A ten powiedział, że bardzo lubi aktorkę Jadwigę Barańską, więc dostanę dom do spalenia i zniszczenia".
Jerzy Antczak wspomina ukochaną żonę. "Nie zaakceptowałem, że Jadzi nie ma"
Opowiadając o "Nocach i dniach" reżyser wielokrotnie wspominał o cudzie. Przyznał jednak również, że w tych samych kategoriach rozpatruje to, że potkał Jadwigę Barańską oraz że dane im było przeżyć ze sobą "68 pięknych lat".
"Kiedy Jadzia odchodziła, ja podziwiałem jej szczerość. Powiedziała: »Jurku, ani dłużej, ani krócej. Tylko tyle, ile przeznaczył bóg«", dopowiedział.
Jak mówił Kasi – "Jadzia jest stale", zaś w chwili rozmowy patrzy na jej zdjęcie.
"Ja nie zaakceptowałem, że Jadzi nie ma. Ona jest i będzie, póki i ja będę. Kiedyś dyskutowaliśmy i powiedziała mi: »Wiesz, chyba istnieje jakaś energia«. Kochana, dzisiaj ty już wiesz, a ja dowiem się za jakiś czas".
Na koniec Cichopek i Antczak poruszyli także kwestię pogrzebu Jadwigi Barańskiej. Aktorka spoczęła bowiem w Los Angeles, gdzie wraz z mężem mieszkała w ostatnich latach. W 90. rocznicę urodzin, to jest w październiku 2025 roku, część prochów ma jednak zostać sprowadzona do Polski.
"Chcę, żeby spoczęła tam, gdzie jest jej miejsce. W USA mieszkaliśmy, ale urodziliśmy się w Polsce i część Jadzi będzie tam", zakończył.
Całą rozmowę Katarzyny Cichopek z Jerzym Antczakiem znajdziecie poniżej.