Terminator... ze Styrii, czyli Arnolda Schwarzeneggera droga do sławy
"Terminator" (w kilku częściach), "Pamięć absolutna", "Prawdziwe kłamstwa", "Gliniarz w przedszkolu" i wiele, wiele innych – któż choć raz nie widział na ekranie Arnolda Schwarzeneggera? W jaki sposób austriacki marzyciel stał się jednak – bodaj najsłynniejszym – aktorem-kulturystą naszych czasów? Dlaczego karierę rozpoczynał... bez głosu? I jak wygląda dziś?

Austriackie amerykańskiego początki, czyli z Grazu do Hollywood (i dalej)
Choć Arnold Alois Schwarzenegger urodził się w Thal – niewielkim miasteczku na przedmieściach Grazu w austriackiej Styrii, od najmłodszych lat marzył o spełnieniu legendarnego "amerykańskiego snu", z nieskrywanym podziwem zerkając na postacie takie jak Steve Reeves czy Johnny Weissmuller. Przepustką do życia za oceanem stała się zaś kulturystyka, która pod koniec lat 60. przyniosła mu tytuły Mr. Europe i Mr. Universe (a więc zwycięzcy najbardziej prestiżowych zawodów w tej dyscyplinie).
"Było to moim biletem do Ameryki – ziemi możliwości, gdzie mogłem stać się gwiazdą", mówił po latach sam zainteresowany.
Do USA ruszył ostatecznie jako 21-latek – znając angielski na marnym poziomie i posługując się przy tym wyjątkowo silnym niemieckim akcentem (którego "resztki" charakteryzują go zresztą po dziś dzień). To nie przeszkodziło mu jednak w kontynuowaniu kariery kulturystycznej (wtedy też przylgnęło do niego określenie "Austrian Oak", a więc "austriacki dąb") i zdobywaniu kolejnych laurów. Na tym Schwarzenegger nie zamierzał jednak poprzestać – po "doszlifowaniu" umiejętności lingwistycznych postanowił więc spróbować swoich sił na srebrnym ekranie.
Jak okazało się wkrótce – z niemałym powodzeniem. Zadebiutował już w roku 1969 (i to rolą tytułową), choć widzowie oraz widzki "Herkulesa w Nowym Jorku"... nie usłyszeli jego głosu – postać greckiego herosa została bowiem zdubbingowana przez innego aktora, ze względu na wspomniany już akcent – a także nie ujrzeli prawdziwego nazwiska – to zastąpiono "Arnoldem Strongiem". W kolejnych latach – szczęśliwie dla niego samego – zrezygnowano jednak z podobnych praktyk, a austriacki kulturysta rozpoczął prawdziwą karierę filmową, apogeum której przypadło na rok 1984, a więc kultowego dziś "Terminatora" w reżyserii Jamesa Camerona. Produkcja ta (której polskiego tytułu z litości wspominać nie zamierzamy) przyniosła mu aktualny po dziś dzień status legendy, a przy okazji opinię jednego z najpopularniejszych (choć niekoniecznie najlepszych) aktorów w Hollywood.
Obraz Schwarzeneggera byłby jednak niepełny bez wspomnienia o innym wymiarze jego kariery. W roku 2003 ekranowy siłacz został bowiem wybrany na gubernatora najludniejszego stanu USA, a więc Kalifornii (pełniąc ów urząd przez kolejne osiem lat). Niedługo później Schwarzenegger wrócił do aktorstwa. Na ekranach – i to mimo faktu, że już w 2027 roku obchodzić będzie 80. urodziny – pojawia się zresztą do dziś; światło dzienne już niedługo ujrzą kolejne produkcje z jego udziałem: druga część filmu "Kung Fury" oraz komedia świąteczna "The Man with the Bag". Sam Arnold z pewnością nie powiedział zaś jeszcze ostatniego słowa.
I choć zakończenie owego życiorysu w pigułce aż prosi się o wspomnienie życia osobistego aktora, to zdążyło już doczekać się własnego podsumowania, które – korzystając z okazji – serdecznie polecamy. Nie każdy z hollywoodzkich gwiazdorów ma bowiem za sobą "wżenienie się" w jeden z najbardziej znanych amerykańskich klanów (była żona Arnolda – dziennikarka Maria Shriver – jest bowiem siostrzenicą Johna Fitzgeralda Kennedy'ego), by zakończyć następnie związek w atmosferze skandalu – po ujawnieniu istnienia nieślubnego syna, którego matką okazała się gosposia rodziny – i oczekiwać na rozwód przez dekadę. Schwarzenegger może zaś "pochwalić się" podobnym elementem biografii.
Mimo to jego pozycja wydaje się niezachwiana (tak dosłownie, jak i w przenośni).
