Olivia de Havilland. Od "Przeminęło z wiatrem" – przez siostrzany konflikt – po historyczne zwycięstwo
Olivia de Havilland wielką aktorką była – pogląd ten nie należy raczej do odosobnionych, a dwa Oscary robią swoje (mimo że największą sławę zyskała dzięki roli w legendarnym "Przeminęło z wiatrem", za które statuetki nie dostała). Tym razem nie skupimy się jednak na rolach "ostatniej gwiazdy złotej ery" – o tych powiedziano już bowiem (niemal) wszystko – ale na dwóch historiach, które sprawiły, że jej nazwisko zapisało się w historii szczególnie. Nie każdy toczy wszak publiczne spory z równie oscarową siostrą – choć to akurat kwestia mniej istotna. Przede wszystkim bowiem – nie każdy zostaje symbolem epokowych zmian w Hollywood. Jej się udało.

Z rodziną najlepiej na zdjęciach, czyli jak siostra siostrze ręki nie podała
Rywalizacja Olivii de Havilland i jej młodszej siostry – Joan Fontaine (właściwie Joan de Beauvoir de Havilland, choć – z wiadomych względów – nazwiska tego nie używała) należy dziś do najsłynniejszych rodzinnych waśni w dziejach Hollywood – nie tylko dlatego, że obie osiągnęły szczyty aktorskiej kariery, ale przede wszystkim z powodu jej długotrwałości i wyjątkowo nieprzejednanej formy. Córki brytyjskiej aktorki teatralnej Lilian Fontaine urodziły się w Tokio (gdzie wykładał wówczas ich ojciec – profesor prawa), a wychowywały się w Kalifornii – dzieląc dom, dzieciństwo i matczyną uwagę, której – jak twierdziła po latach Joan – Olivia zawsze dostawała więcej. Już w najwcześniejszych latach dochodziło tym samym do scen niemal dramatycznych, z wiekiem zaś spory jedynie eskalowały – również dlatego, że obie siostry wybrały ten sam zawód. Ówczesne Hollywood wcale nie różniło się zaś od dzisiejszego aż tak bardzo – szybko zwietrzyło sensację i poczęło karmić się każdą kolejną odsłoną rywalizacji.
Apogeum tejże nastąpiło w 1942 roku, podczas czternastej ceremonii rozdania Oscarów. Nominowane zostały – a jakże – obie: Olivia za "Złote wrota" Leisena, Joan za "Podejrzenie" Hitchcocka. Tym razem triumfowała młodsza, a gdy Olivia podeszła do niej z gratulacjami, Joan... minęła ją bez słowa. Pięć lat później sytuacja się odwróciła – tym razem Olivia odbierała statuetkę za "Najtrwalszą miłość" (ponownie u Leisena), a Joan – wówczas bez nominacji – została ostentacyjnie zignorowana.
Mimo że media przez dekady próbowały w ten czy inny sposób pogodzić siostry, żadna z nich nie wykonała pierwszego kroku. Joan zmarła w 2013 roku (w wieku 96 lat), Olivia siedem lat później (niedługo po 104. urodzinach). Do końca pozostały sobie obce, a ich historia zdaje się zadziwiać po dziś dzień.

Aktorka kontra imperium. O de Havilland, która wygrała z gigantem
Gdyby Olivia była tylko utalentowaną aktorką i nie próbowała zmieniać świata – wystarczyłoby. Szczęśliwie – i dla niej, i dla wielu, które przyszły później – de Havilland nie miała w zwyczaju odpuszczać. Gdy w 1943 roku wytwórnia Warner Bros. próbowała przedłużyć jej siedmioletni kontrakt o dodatkowe miesiące kar za nieprzyjęte role, postanowiła wyjątkowo dobitnie wyartykułować: "dość". Zaskarżyła więc studio, powołując się na kalifornijskie prawo pracy – mimo że podobne posunięcie równało się wówczas końcowi kariery (Hollywood przez długie lata pławiło się bowiem w lojalności wobec systemu, nie wobec jednostki). Aktorka nie tylko złamała tę pisaną zasadę, ale i... wygrała. Sąd orzekł, że kontraktowe siedem lat nie oznacza czasu do przepracowania, ale – co dziś wydaje się logiczne – jest ściśle powiązane z kalendarzem. Minęło, a więc historia się kończy. Wyrok zapisał się w historii jako tak zwane "prawo de Havilland", które na zawsze zmieniło sposób zatrudniania aktorów i aktorek w branży. Po raz pierwszy filmowa gwiazda nie tylko zagrała bohaterkę – ale i się nią stała. Kolejne pokolenia miały tym samym szansę powiedzieć "nie" – bez ryzyka zawodowej anihilacji.
Ta nie dotknęła zresztą i samej Olivii – wspomniane Oscary przyszły bowiem później. W latach 60. de Havilland na stałe przeniosła się do Paryża, choć występowała aż do roku 1988 (po raz ostatni w filmie "Kobieta, którą kochał". Odeszła 26 lipca 2020 roku – jako jedna z ostatnich gwiazd złotej ery Hollywood. Miała 104 lata.