"Nasz okręt wypływa w świat". O premierze "Heweliusza" Jana Holoubka
Sprowadzenie najnowszego obrazu Jana Holoubka li do jednego gatunku wydaje się działaniem ze wszech miar niezasadnym. "Heweliusz" wymyka się bowiem klasyfikacjom, łącząc dokumentalną wierność z kinematograficzną poetyką, fizyczne doświadczenie z emocjonalnym realizmem. Serial inspirowany wydarzeniami z 14 stycznia 1993 roku, kiedy prom ochrzczony imieniem gdańskiego astronoma zatonął na Bałtyku, nie jest jedynie próbą rekonstrukcji faktów, ale i próbą odtworzenia ich ciężaru. Między innymi o tym twórcy oraz twórczynie obrazu opowiedzieli Maksowi Behrowi.

Nie oglądać, lecz przeżyć. "Utonęłam tam"
Podczas premiery serialu w przestrzeni warszawskiego Muzeum Historii Polski Maks rozmawiał między innymi Danutą Stenką, która - doświadczając obrazu jako "osoba z zewnątrz" - szczerze przyznała, że "jest cholernie poruszona".
"Czuję, że cały mój wewnętrzny człowiek jest »obkurczony«. Utonęłam tam", dodała.
Słowa te doskonale oddają intencję całej produkcji - widz czy widzka nie mają jedynie obserwować finalnego efektu, ale zanurzyć się w całej opowieści.
W podobnym tonie wypowiadała się Magdalena Różczka - choć w tym przypadku perspektywa stała się nieco inna, aktorka wykreowała bowiem rolę kapitanowej Jolanty Ułasiewicz.
"Wspominam tę przygodę jako nieustanne rozedrganie, które trzymałam na wodzy. I to pewnie pomiędzy planami troszeczkę się przebijało, w szczególności podczas zdjęć", mówiła.
Tomasz Schuchardt (pojawiający się w serialu jako Kaczkowski), zapytany o najtrudniejszy moment, mówił o fizycznym zaangażowaniu w pracę.
"Rola wymagała radzenia sobie z niską temperaturą. Zimna woda, która lała się na mnie, powodowała drżenie całego ciała. No i trzeba było się w tym odnaleźć", wyjaśniał.
Konrad Eleryk (odtwórca roli Witolda Skirmuntta) opowiadał natomiast o wielu wyzwaniach towarzyszących pracy na planie.
"Mieliśmy dużo przygotowań, między innymi naukę chodzenia po przechyłach. Była to ciężka praca, ale o to chodzi, by podejmować wyzwania", przyznał.
Te słowa zdają się najlepiej oddawać charakter całej produkcji - wymagającej wypracowania gestów i podporządkowania ruchów autentyczności.
Równowaga po "Heweliuszu". "To nasz zawód"
Maks dopytywał również o próby powrotu do rzeczywistości po tak intensywnym doświadczeniu. Schuchardt bez wahania przyznał, że w jego przypadku kluczowym elementem owego powrotu pozostaje rodzina.
"Od lat jest moją największą pasją i skutecznie pomaga zapominać o tym, co się dzieje na planie. Przewartościowałem to do tego stopnia, że plan, mimo że darzę go wielką miłością, jest na drugim miejscu", dopowiedział.
Różczka ujęła tę kwestię w tożsamym tonie ("Mam trzy córki i wspaniałego chłopaka, o których muszę dbać i to jest moja siła, to trzyma mnie w pionie, więc nigdy nie zapominam, co jest dla mnie najważniejsze"), podobnie zresztą jak Zofia Zborowska-Wrona ("Nieważne co by się działo, jak źle by nie było, to dzieci potrafią najpiękniej uziemić tu i teraz i dać poczucie sensu").
Te wypowiedzi tworzą subtelny kontrapunkt wobec ekranowej intensywności i pokazują, że przygoda "Heweliuszem" wymagała równoległej pracy nad sobą, a także nad zachowaniem równowagi między światem filmu a światem prywatnym.
Małgorzata Foremniak podsumowała to najcelniej, nazywając zaangażowanie (tak fizyczne, jak i emocjonalne) aktorów oraz aktorek w przedsięwzięcie podobnego rozmiaru "szokującą pracą".
"Ale to jest nasz zawód. My się uczymy, jak w to wchodzić i jak z tego wychodzić", skwitowała.
Nie widowisko, lecz świadectwo. O sile obrazu Jana Holoubka
"Heweliusz" to bez wątpienia serial, który wyznacza nowe standardy - nie przez efektowność (jest wszak największym polskim projektem Netflixa), ale przez świadomość formy. Zrealizowany z rozmachem, z wykorzystaniem specjalnie budowanych planów, basenów zdjęciowych i realistycznych rekonstrukcji, pozostaje jednak dziełem kameralnym w sensie emocjonalnym.
Jan Holoubek, reżyser obrazu, pytany o emocje po premierze, przyznał, że "towarzyszy mu wielka radość, ponieważ nasz okręt wypływa w świat". Można to czytać dosłownie - serial trafia bowiem na platformę, która daje mu zasięg globalny - ale i metaforycznie: polska produkcja wypływa wszak poza ograniczenia, prezentując, nie obawiając się trudnych tematów, przy jednoczesnym zachowaniu należytej powagi.
To dzieło, w którym nie sposób odnaleźć łatwych wzruszeń czy teatralnego patosu; siła "Heweliusza" leży w autentycznym geście pamięci, który nie moralizuje i nie oskarża, lecz pozwala patrzeć, słuchać i rozumieć.
Rozmowę Maksa Behra zobaczyć można zaś poniżej.
Zobacz też:






