Jak "Last Christmas" stało się rzeczywistością. O ostatnich świętach George'a Michaela
Kamil Olek
Okołoświąteczna historia od zarania pełna jest dziesiątek, jeśli nie setek paradoksów – losy George’a Michaela należą jednak do kategorii wyjątkowo tragicznych zbiegów okoliczności. Jego "Last Christmas", kultowy przebój, który od równo czterech dekad nuci właściwie cały świat, 25 grudnia 2016 roku nabrał zupełnie innego, a przy tym wyjątkowo symbolicznego znaczenia – wtedy też świat obiegła niespodziewana wiadomość o śmierci artysty. Jak doszło do tego, że jego życie i twórczość splotły się w tak nieoczywisty, a zarazem fatalny sposób? I co tak naprawdę kryje się w legendarnym przeboju zespołu "Wham!"?
"Last Christmas" – historia prawdziwa. O czym naprawdę jest świąteczny przebój?
Trudno byłoby obronić tezę, że "Last Christmas" to bezapelacyjnie najpopularniejsza ze świątecznych piosenek, jej słowa i melodia wpisały się na stałe w grudniowy klimat. Mało kto wie jednak, że utwór ten miał powstać... w ciągu zaledwie godziny, a George Michael napisał go w pokoju, w którym się wychował. Ba, artysta odpowiedzialny był nie tylko za stworzenie tekstu i muzyki, ale także za wykonanie, produkcję i grę na każdym z instrumentów. Proces zaś do łatwych nie należał – sam Michael nie miał bowiem wykształcenia kierunkowego ani wiedzy potrzebnej do obsługi każdego z muzycznych sprzętów. Mimo to postanowił zrobić wszystko samodzielnie.
I choć tytuł oraz świąteczna sceneria mogą sugerować radosną opowieść o magii świąt, tekst utworu opowiada zupełnie inną historię – to emocjonalna ballada o zawiedzionej miłości i rozczarowaniu, pozbawiona radości, a zamiast tego opisująca zmagania z goryczą zdrady i tęsknotą za bliskością. Inspiracją do napisania "Last Christmas" były osobiste doświadczenia George’a, pragnącego uchwycić uczucia złamanego serca w czasie, gdy cały świat świętuje.
W końcu tej części warto wspomnieć, że początkowo piosence nie udało się wspiąć na szczyty list – konkurowała bowiem z innymi hitami lat 80. W Wielkiej Brytanii utwór zajął pierwsze miejsce dopiero w 2022 roku. Dziś, po niemal czterech dekadach od premiery, pozostaje jednak jednym z najczęściej odtwarzanych na całym świecie. Jego popularność nie tylko nie spada, ale wręcz stale rośnie, a sama historia, w połączeniu z życiem i śmiercią George'a Michaela, nadaje jej dodatkowego, symbolicznego wymiaru.
George Michael i dzień, który zmienił wszystko. Co wydarzyło się 25 grudnia 2016 roku?
W pierwszym dniu świąt przed ośmioma laty, w 2016 roku, świat (i to nie tylko ten muzyczny) pogrążył się w żałobie po wiadomości o nagłej śmierci George'a Michaela – jak podano, artysta zmarł w swoim domu w angielskim Goring-on-Thames, mając zaledwie 53 lata. Paradoksalnie więc, dzień jego odejścia przypadł w samym środku świąt, gdy jeden z największych przebojów grupy Wham! i jego samego tradycyjnie rozbrzmiewał w dziesiątkach tysięcy domów.
Ciało Michaela znalazł jego partner, Fadi Fawaz, z którym miał spędzić święta. W jednym z wywiadów ukochany wokalisty (z którym był związany przez około 4 lata) wspomniał, że to on odkrył ciało artysty, gdy wszedł do domu rankiem 25 grudnia. Kontrowersje wywołał fakt, że noc poprzedzającą śmierć Fawaz spędził... w samochodzie zaparkowanym przed posiadłością, co do dziś pozostaje przedmiotem spekulacji. Dlaczego spędzili ten wieczór osobno? To pytanie i inne wątpliwości nigdy nie doczekały się jednoznacznych odpowiedzi, co tylko podsyciło zainteresowanie mediów, fanów oraz fanek na całym świecie.
Co więcej, początkowo przyczyna śmierci George'a pozostawała niejasna, co wcale nie uspokoiło lawiny spekulacji. Spekulowano o zatruciu, a nawet o odebraniu sobie życia – szczególnie po słowach Fawaza, który twierdził, że do podobnych sytuacji miało wcześniej dochodzić kilkukrotnie. Wątpliwości te rozwiała dopiero sekcja, która wykazała, że Michael zmarł z przyczyn naturalnych, wśród nich zaś wskazano zapalenie mięśnia sercowego i stłuszczenie wątroby, najpewniej będące efektem wcześniejszych problemów zdrowotnych.
Śmierć Michaela w samym środku świąt jest do dziś uznawana za jednocześnie tragiczną i symboliczną klamrę jego życia. "Last Christmas", opowiadające o miłości i stracie, zyskało nowy, niemal profetyczny wymiar. Dla jednych to ironiczny paradoks, dla innych – tragiczny znak, że życie i sztuka mogą splatać się w najbardziej nieoczekiwany sposób.