Grać albo nie grać, oto jest pytanie. Ścibakówna, Tarres i Wygoda o ostatnim "Hamlecie" Englerta

Kamil Olek

Kamil Olek

Teatr nigdy nie jest jedynie teatrem. Bywa bowiem i testamentem, i rozrachunkiem, i szeptem, który głośniej od najwznioślejszych partii potrafi powiedzieć – "byłem i będę już zawsze". "Hamlet" w reżyserii Jana Englerta nie będzie więc sztuką zwykłą – nie tylko dlatego, że niemożliwym jest uznać za zwykły ostatni akt twórczy w karierze tego, który przez blisko trzy dekady kształtował rytm na deskach Teatru Narodowego, ale, a może i przede wszystkim, za sprawą emocji wywołanych na długo przed premierą. U ich podstaw legła jedna nie interpretacja czy estetyka, a... granice artystycznej wolności. Czy twórca ma więc prawo mówić własnym głosem, jeśli ów głos łączą z nim niekoniecznie zawodowe więzi? I jak brzmi on po przeniesieniu na scenę? O tym w "halo tu polsat" opowiedzieli Beata Ścibakówna (odtwórczyni roli Gertrudy), Hugo Tarres (debiutujący w tytułowej roli) oraz Tomasz Wygoda (odpowiedzialny za ruch sceniczny i choreografię).

Tomasz Wygoda, Beata Ścibak-Englert i Hugo Tarres
Tomasz Wygoda, Beata Ścibak-Englert i Hugo TarresAKPA

O wiernym "Hamlecie", szepczącej intuicji i choreografii... bez choreografii

Szekspir w interpretacji Englerta nie będzie formą dekonstrukcji klasyki czy też pretekstem do wygłaszania pozornie ukrytych komentarzy, co nie oznacza jednak, że sztukę tę uznać można za klasyczną. Klasyczność, w literalnym rozumieniu, byłaby bowiem unikiem i oderwaniem od jej osobistego wymiaru. Beata Ścibakówna, wcielająca się w rolę matki głównego bohatera, podkreśla jednak zachowanie oryginalnej formy.

"To sztuka, która grywana jest bardzo rzadko. Niektórzy inscenizatorzy dobudowują różne sytuacje, dokładają dodatkową literaturę. U nas ten »Hamlet« jest »Hamletem«. To nie coś à la »Hamlet«, jest wierny literaturze i wierny Szekspirowi", mówiła.

Szum wokół sztuki aktorka odczytuje jednak jako wpisany w logikę tytułu, nie doszukując się przy tym drugiego dna.

"Wzbudza naprawdę duże emocje i wiemy już, że jest olbrzymie zainteresowanie. Bardzo się z tego cieszymy", dodała.

Dla Hugona Tarresa, który rolą w spektaklu debiutuje na deskach Teatru Narodowego, Hamlet (i "Hamlet") to nie tylko zawodowe wyzwanie, ale swego rodzaju punkt graniczny. Sam określa rolę mianem “kolosa", dodając, że w przypadku podobnych postaci na odbiór wpływają wszelkie wcześniejsze realizacje.

"Moim pierwszym [Hamletem] był Borys Szyc w Teatrze Współczesnym, [...] ta rola była mi bliska od samego początku edukacji. Pamiętam, że na egzaminach do szkoły teatralnej poproszono mnie o wykonanie monologu Hamleta, z matką właśnie, ale odmówiłem, stwierdzając, że nie jestem na to gotowy", przyznał.

Na odpowiedni moment nie trzeba było jednak długo czekać, choć ten będzie już "naprawdę". Hugo nie bez przyczyny wspomniał więc i o aktorskiej intuicji – nie jako metaforze, ale niezbędnym narzędziu.

"Dla mnie nie jest to wchodzenie w rolę, ale intuicja, która coś mi podszeptuje. Aktorzy często nie ufają temu głosowi. Jan Englert był osobą, która pierwszy raz powiedziała mi: »Głos, który się odzywa i który mówi, by zrobić tak, jak chcesz, jest słuszny. Słuchaj go«", wyjaśniał.

Podobne podejście do procesu twórczego charakteryzuje też Tomasza Wygodę, odpowiedzialnego za choreografię, która w tym przypadku sprowadza się przede wszystkim do ruchu scenicznego. Mówiąc o przygotowaniach, podkreślał on rolę kontroli i uważności, a nie formalnej struktury. W "Hamlecie" Englerta nie ma bowiem klasycznych układów czy tanecznych schematów - jest za to napięcie, które należy utrzymać.

"To nie tylko pojedyncze sceny, ale też te zbiorowe. Wymagają one kontroli i ułożenia, trzeba bowiem powtarzać coś w sposób, możliwy do odtworzenia w każdy wieczór", tłumaczył.

Choreografia nie jest więc celem, a narzędziem – sposobem na powtarzalną prawdę, która nie staje się rutyną. Wygoda zaznaczył przy tym, że aktorzy nie pracują w ramach choreografii "typowej", ale operują ekspresją ciała wypływającą z roli, ze scenicznej sytuacji.

"To podkręcanie w takiej ekspresji i potencjalności, jaka wynika z roli", podsumował.

Teatr osobisty? O wrzawie wokół "Hamleta" słów kilka

Skąd więc wspomniany szum? Otóż kontrowersje towarzyszące premierze ostatniej sztuki Jana Englerta na deskach Teatru Narodowego, narodziły się nie tyle z kształtu inscenizacji, ile z jej konstrukcji personalnej – z tego, kto stanął na scenie, a raczej, kto dostał się do świata, postrzeganego przez niektórych jako przestrzeń oddzielona od relacji rodzinnych, uczuciowych czy osobistych. Czy żona i córka reżysera (Helena Englert została bowiem obsadzona w roli Ofelii) mogą stać się częścią sztuki męża i ojca? I czy powinny?

Teatr osobisty wcale nie oznacza teatru prywatnego. To różnica nie tyle subtelna, ile fundamentalna. Pożegnanie artysty z miejscem, które współtworzył przez niemal trzy dekady, nie może odbywać się zaś na cudzych warunkach. W tym kontekście decyzja obsadowa nie jawi się jako nadużycie, lecz jako domknięcie – akt autorskiej spójności, w którym obecność takich, a nie innych aktorek nie jest gestem zamknięcia się w bańce, lecz wyborem potrafiącym udźwignąć znaczenie ostatniego przedsięwzięcia.

Oficjalne oświadczenie Teatru Narodowego przywołało fakty – przypomniano, że decyzja o odejściu Jana Englerta była suwerenna, stanowisko dyrektora artystycznego nie podlega konkursowi, a oskarżenia o nepotyzm nie znajdują uzasadnienia. Nie bez znaczenia pozostaje i przykład Jerzego Grzegorzewskiego – poprzednika Englerta – który pożegnał się ze sceną spektaklem przygotowanym na podstawie tekstu własnej córki.

I choć słowa te wyjaśniły wiele, być może najmocniejszy głos wybrzmiał w cytacie, którym Beata Ścibakówna zamknęła temat.

"Roman Polański, gdy zapytano go, dlaczego wciąż obsadza swoją żonę, odpowiedział: »A dlaczego miałbym cudzą żonę obsadzać?«". 

"W Polsce zagadką Hamleta jest to: co jest w Polsce – do myślenia", pisał Stanisław Wyspiański. I może właśnie dlatego to nie forma, nie obsada, nie echo medialne, lecz to jedno pytanie unosi się nad spektaklem najciężej. Bo w tej inscenizacji nie chodzi o nowość, lecz o odpowiedzialność. Nie o manifest, lecz o decyzję. A reszta? Reszta jest milczeniem.

Premiera "Hamleta" w reżyserii Jana Englerta odbędzie się 12 kwietnia 2025 roku w Sali Bogusławskiego Teatru Narodowego w Warszawie.