Do czterech razy sztuka. O Januszu Gajosie, kilku żonach i prawdziwej miłości

Kamil Olek

Kamil Olek

"Nigdy się nie przejmuję tym, czy gram pisarza, lekarza czy hydraulika, ponieważ zawsze gram człowieka" – powiedział niegdyś Janusz Gajos. I być może to ta myśl sprawiła, że dziś uznawany jest za jednego z najwybitniejszych aktorów w historii polskiej kinematografii. W jego przypadku spełnienie zawodowe nie zawsze szło jednak w parze z sukcesami w życiu prywatnym. Przynajmniej do czasu. Gajos udowodnił bowiem, że nie do trzech, a do czterech razy sztuka.

Janusz Gajos
Janusz GajosŁukasz NiemiecAKPA

"To jest wielki aktor". O Gajosie niewłasnymi słowami

O karierze Janusza Gajosa, nie tylko z okazji 85. urodzin, powiedziano już bodaj wszystko. I choć ponownie moglibyśmy przedstawić historię debiutu w roli Janka Kosa, późniejszej "klątwie jednej roli", aż w końcu kolejnego rozkwitu artystycznego, oddajmy głos tym, którzy sceniczne (i nie tylko takie) poczynania Gajosa ocenić mogą dużo trafniej.

Olga Lipińska, twórczyni słynnego "Kabaretu", w którym to Janusz Gajos wykreował woźnego Tureckiego, wspominała przed laty, że na pewnym etapie kariery ten nie musiał już bać się żadnego "szufladkowania".

"To wspaniały aktor, pracowity, utalentowany, a przede wszystkim ciągle szukający niebanalnych rozwiązań. [...] Jest artystą, który stara się banału uniknąć. Może zagrać wszystko, od kabaretu, po grecką tragedię", mówiła.

Kazimierz Kutz z kolei, dzięki któremu na zawodowej drodze Gajosa nastąpił zwrot (powierzył mu bowiem rolę Ödöna von Horvatha w dramacie Christophera Hamptona "Opowieści Hollywoodu"), po latach opowiadał między innymi o telefonie od Tadeusza Łomnickiego.

"Zachwyt nad talentem Gajosa stał się powszechny. [...] Zadzwonił do mnie Łomnicki i powiedział: "Czy ty wiesz, kto to jest Gajos? Gajos to jest wielki aktor". [...] Myślę, że przed tym spektaklem Janusz czuł się aktorem niespełnionym, człowiekiem trochę pogubionym. Ciążyły nad nim stereotypy", relacjonował.

Podsumowaniem tej części, ale i wszystkich scenicznych (i nie tylko takich) kroków Mistrza niech będą zaś słowa artysty nieco młodszego pokolenia – Borysa Szyca.

"Są ludzie, na których patrzy się nawet gdy nic nie robią, a mimo to przykuwają uwagę. I Gajos jest taką osobą", powiedział kiedyś.

I o ile zawodowa droga Janusza Gajosa to materiał na niejedną większą formę, o tyle w przypadku prywatnego życia niezbędna mogłaby się okazać cała saga.

Cztery żony i wielka miłość po pięćdziesiątce. "Dojrzałe uczucie jest piękne"

Do szkoły teatralnej dostał się za czwartym razem, a zrządzeniem losu podobnie okazało się być i z miłością – prawdziwe szczęście znalazł bowiem dopiero u boku czwartej małżonki. I to już po pięćdziesiątce. Nim jednak o tym, co obecnie, wróćmy do początków. 
 
Pierwszą żoną Gajosa była kobieta o niezwykłym imieniu – Zoja. Poznali się w trakcie zdjęć do "Czterech pancernych", jednak przyszła pani Gajos wcale nie była związana z branżą filmową, a... medyczną. Na planie doszło bowiem do wypadku, w wyniku którego aktor na blisko miesiąc trafił do szpitala. I nie wyszedł z niego sam, ale u boku pięknej laborantki. Dość szybko zaręczyli się, wzięli ślub i zamieszkali razem. Wtedy też sielanka zaczęła dobiegać końca – praca aktora wygrywała bowiem z wielką miłością. Miłość odeszła więc w końcu do kolegi po fachu – Andrzej Herdera – i zażądała rozwodu.

Drugą wybranką serca Janusza Gajosa była już aktorka – wyjątkowo dobrze zapowiadająca się członkini zespołu warszawskiego Teatru Syrena, Ewa Miodyńska. Związek uchodził za niezwykle udany, wręcz idylliczny, prawda o nim okazała się jednak zupełnie inna. Sam artysta przyznał to po wielu latach w jednym z wywiadów.

"Oboje się rozczarowaliśmy. Lepiej było rozstać się, aniżeli boksować przez lata", mówił.

W taki sposób dochodzimy do żony numer trzy – Barbary Nabiałczyk, poznanej na planie wspomnianego już "Kabaretu Olgi Lipińskiej", gdzie pracowała jako realizatorka. Gajos stwierdził później, że była to pierwsza kobieta, o którą walczył, miał zaś z kim – Nabiałczyk była bowiem żoną innego aktora, Tadeusza Borowskiego. W końcu uległa jednak urokowi i po szybkim rozwodzie przyszedł czas na kolejny ślub. W 1980 roku wspólnie doczekali się jedynego dziecka – Agaty. I w ten związek dość szybko wdarła się jednak rutyna, co przyznawała i sama córka pary, twierdząc, że "rodzice żyli jak pies z kotem, jednak na szczęście mnie w to nie angażowali". Szybko nadeszło też nieuniknione – kolejne rozstanie zakończone na sali sądowej.

Szczęśliwie dla samego Gajosa – ostatnie. W 1989 roku na jego drodze stanęła Elżbieta Brożek, dyrektorka kultury Starego Teatru w Krakowie, na deskach którego od czasu do czasu występował. Tym razem jednak to nie on zabiegał o nią, ale na odwrót – to ona dzwoniła, pisała, aż w końcu doprowadziła do spotkania. I to niejako "w ciemno", aktor nie do końca pamiętał bowiem, jak wygląda jego randka. Wyglądała, mówiła i czarowała tak, że Kraków zaczął odwiedzać regularnie, po roku zaś poprosił ją o rękę.

Ślub odbył się dość szybko, a małżeństwo trwa już od ponad 30 lat. Gajos przekonywał, że dopiero u boku Elżbiety odnalazł prawdziwe szczęście, a "dojrzałe uczucie jest piękne", miłość zaś "może się udać niezależnie od wieku". Czego zresztą oboje dowiedli.

"Trwamy w stabilnym związku. Udowodniłem, że się nadaję. To było wszystko, do czego dążyłem", wyznał.

Mistrzowi, przy okazji urodzin, życzymy wszystkiego, co najlepsze – w tym i kolejnych, długich lat w miłości.

Janusz i Elżbieta Gajosowie
Janusz i Elżbieta GajosowieŁukasz Niemiec

Zobacz też:

halo tu polsat
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas