Artur Barciś w "halo tu polsat" o "Miodowych latach", życiu "aktora pracującego" i szczególnej relacji z Anną Dymną
Materiał zawiera linki partnerów reklamowych.
"Miodowe lata" to telewizyjny fenomen, który kochają całe pokolenia, a mimo to wielu z nas nadal nie wie, w jaki sposób kultowy serial powstawał. Artur Barciś w "halo tu polsat" nie tylko przypomniał, jak wyjątkowa była ta produkcja. Opowiedział też o swoim debiucie na wielkim ekranie, dzięki którym nawiązał wspaniałą relację z Anną Dymną. Widzowie Polsatu mogli usłyszeć przemiłe słowa aktorki dedykowane naszemu gościowi, a także zobaczyć jedne z najśmieszniejszych fragmentów "Miodowych lat". A jeden z pokazywanych odcinków był dla aktorów szczególnym wyzwaniem.

Artur Barciś w "halo tu polsat"
Artur Barciś jest obecny na polskiej scenie od ponad 40. lat. Zaczynał w 1979 roku w Teatrze na Targówku, później grał w Teatrze Narodowym, a od 1984 jest związany z warszawskim Teatrem Ateneum. Na wielkim ekranie po raz pierwszy pojawił się w kultowym "Znachorze" z 1982 roku. A jeszcze większy przełom w karierze Artura Barcisia to rok 1984, w którym zagrał u Krzysztofa Kieślowskiego w filmie "Bez końca". Później pojawił się też w każdym z odcinków "Dekalogu". Największą popularność i sympatię przyniosła mu rola Tadeusza Norka w "Miodowych latach" - serialu, o którym możemy już powiedzieć, że oglądały i nadal oglądają go całe pokolenia. Drugą kultową kreacją Barcisia był Arkadiusz Czerepach w serialu "Ranczo". Obydwie wpisały się w historie polskiej telewizji, ale są tylko niewielkim fragmentem całego dorobku aktora.
Prywatnie od 1986 jest mężem Beaty Barciś - uznanej montażystki, specjalizującej się w filmach dokumentalnych. Mają syna Gustawa i córkę Jadwigę. Razem z rodziną pielęgnuje wyjątkowy, "leśny" ogród, w którym "rozmawia" z roślinami. A 13 sierpnia, kończąc 69 lat, w swoich mediach społecznościowych pisał: "Dożyło się sędziwego wieku, a w sercu ciągle maj".
Sędziwy czy nie, to kwestia subiektywna, ale ów maj w sercu dyskusji już nie podlega. Bo Artur Barciś nie zamierza zwalniać tempa. Jak mówił w wywiadach, ciągle czuje "artystyczny głód", a zaspokaja go m.in. w siedmiu spektaklach, które realizuje jednocześnie, a dwa z nich sam wyreżyserował. I o tym też była rozmowa, jaką z Arturem Barcisiem przeprowadzili Agnieszka Hyży i Maciej Rock.
Artur Barciś zdradza sekret "Miodowych lat". Mało kto wie, jak naprawdę powstawał serial
13 października przypada kolejna rocznica emisji pierwszego odcinka kultowego serialu "Miodowe lata", który na ekrany telewizji trafił w 1998 roku. Od tamtej pory wciąż jest obecny w polskich domach, a Artur Barciś przekonuje się o tym regularnie.
"Czuję to na każdym kroku. Nie wiem właściwie dlaczego, no coś w tym jest, że to jest serial, który żyje cały czas. Znam ludzi, którzy wracają z pracy i pierwsze co robią, to odpalają sobie jakiś odcinek, żeby się odstresować", mówił nasz gość.

W "halo tu polsat" mogliśmy zobaczyć kilka cudownych fragmentów tego serialu, które Barciś oglądał z rozrzewnieniem. "Pierwsze co zauważyłem, że mam dużo włosów na głowie", śmiał się aktor, po czym zdradził jeden z faktów dotyczących powstawania słynnej serii, o którym wielu fanów może nadal nie wiedzieć
"Nie wszyscy widzowie wiedzą, że my nagrywaliśmy ten serial przy udziale publiczności, na żywo, w teatrze. Cały odcinek powstawał za jednym zamachem, co prawda nagrywaliśmy go dwa razy, za każdym razem przy innej publiczności, ale na żywo, jak premiera w teatrze", mówił Artur Barciś i podkreślił, że śmiech, który słyszymy w serialu wielokrotnie, nie był dodawany w montażu, to prawdziwe reakcje publiczności, a powtarzanie scen praktycznie wcale się nie zdarzało. "Myśmy się starali bardzo dobrze przygotowywać do każdego nagrania", wyjaśnił.
Ów śmiech to znak rozpoznawczy "Miodowych lat", ale humor w serialu był tak dobry, że śmiali się nie tylko widzowie. "Zdarzało się, że się po prostu gotowaliśmy", mówił Artur Barciś, a to słynne aktorskie powiedzenie oznacza nic innego jak prywatny śmiech, który nawet na planie komedii wydarzyć się nie może. "Czasami nas samych zaskakiwało to, co się działo", kontynuował gość Agnieszki i Maćka.
Obecność publiczności podczas nagrań działała na aktorów bardzo intensywnie. Z jednej strony dodawała energii i potęgowała humor, z drugiej - zobowiązywała. "Musieliśmy się nauczyć, bo to pewien proces, pięć lat nagrywaliśmy »Miodowe lata«. Nauczyć się na przykład przeczekiwać reakcję publiczności, ponieważ mikrofony były na widowni, na widowni były też kineskopowe telewizory, takie to były czasy, w których widzowie siedzący na widowni widzieli, co filmują kamery", mówił Artur Barciś.
Szczególnym sentymentem aktor darzy odcinek "Smak wolności", którego fragment widzowie "halo tu polsat" również mogli zobaczyć. A dokładnie charakterystyczną, niezwykle zabawną scenę, w której Karol i Tadzio jadą pociągiem. "To jest według »miodowologów« najlepszy odcinek ze wszystkich. Jak czytaliśmy scenariusz na próbach, to się tak śmialiśmy, że baliśmy się, że my tego nie nagramy", zdradził aktor.
Na planie "Znachora" Artur Barciś poznał Annę Dymną. Łączy ich szczególna relacja
Artur Barciś mówił w naszym studio, że bardzo często jest zaczepiany przez fanów "Miodowych lat", którzy chcieliby, aby serial miał swoją kontynuację, albo miłośników "Rancza". Ale szeroka publiczność po raz pierwszy zobaczyła go w filmie "Znachor". Obraz ten miał dla niego szczególne znaczenie, nie tylko dlatego, że był kinowym debiutem. To wyjątkowe dzieło, które zajmuje szczególne miejsce w sercu tak wielu Polaków.
"Nie da się nie wspominać. [...] Za każdym razem, gdy moja żona, którą pozdrawiam serdecznie, ogląda, to płacze w tym samym miejscu", mówił Artur Barciś i dodał: "Arcydzieło, gatunkowe arcydzieło. Film absulotnie doskonały".

To właśnie na planie "Znachora" aktor spotkał Annę Dymną i po raz pierwszy stanął u boku artystów jej pokroju. "To był mój debiut na dużym ekranie i tam byłem przeszczęśliwym, młodym aktorem, który miał zaszczyt pracować z takimi sławami jak Jerzy Bińczycki czy Anna Dymna. Cudowne było to, że oni mnie przyjęli jak swojego, jak partnera, jak kolegę, nie czułem żadnego dystansu. Jerzy Bińczycki traktował mnie jak syna, to było cudowne. A Ania - no to już miłość", wspominał Artur Barciś.
Miłość, bez żadnych wątpliwości. Dokładnie tak relację z naszym gościem opisuje sama Anna Dymna, która z okazji jego wizyty w "halo tu polsat" przygotowała specjalny film. "Arturku, poznajesz mnie? Jestem na plantach w Krakowie", mówiła uśmiechnięta gwiazda.
"Ja pamiętam, że cię już wtedy pokochałam. Byłeś taki prawdziwy, taki kochany. [...] "Minęło od tego czasu cztardzieści lat, ja nie wiem ile, bo to nie ma co liczyć, do przodu trzeba liczyć. I musze ci powiedzieć, że moje uczucie jest cały czas takie samo", wspominała Anna Dymna i dodała, że gdy tylko ma problemy z zaśnięciem, ogląda "Ranczo". "Jesteś prawie codziennie w moim domu i po prostu Czerepacha się kocha, bo bewstydnie pokazujesz nasze ułomności i wady. Jesteś do zjedzenia. [...] "Jakby coś, wal do mnie jak w dym - jak będę miała sprawę, przyjedziesz?", mówiła Anna Dymna, po czym zaprosiła Artura Barcisia na na Festiwal Zaczarowanej Piosenki.
"Ja w taki sposób jak Artura, to kocham moją kociczkę. Bo on jest taki, no, taki, że się go chce pogłaskać i przytulić. Kocham cię i całuję cię mocno!", powiedziała jeszcze na koniec, a Artur Barciś nie ukrywał swojego zaskoczenia i wzruszenia materiałem z jej udziałem.
"Ale niespodzianka! Aniu, ja też cię kocham nad życie i zawsze, kiedy będziesz ode mnie czegoś potrzebowała, to na pewno się stawie", odpowiedział, ale dodał, że musi zajrzeć do kalendarza, a ten jest wyjątkowo obficie zapełniony.
Artur Barciś nie zwalnia tempa. Realizuje siedem spektakli jednocześnie
"To jest kalendarz gwiazdy rocka!", żartował Maciej Rock, bo rzeczywiście, Artur Barciś jest bardzo zajętym aktorem. Wystawia swój "Artur Barciś Show" i jednocześnie realizuje aż siedem spektakli. Z czterema jeździ po całej Polsce, pozostałe gra w Och! Teatrze i Teatrze Krystyny Jandy.
"Jest tego trochę, ale ja to bardzo lubię. Ja marzyłem o tym, żeby być aktorem pracującym i tak robię, żeby mieć tej pracy jak najwięcej", przyznał.
Sztuki, które gra w różnych zakątkach kraju wymagają ciągłych podróży. To już takie "życie w busie". "Taka praca. Aktorzy zawsze wędrowali [..] Teraz, z resztą, jest taki czas, że każda gmina, każde miasteczko, nawet małe, ma swoją salę widowiskową, która jest przystosowana do grania każdego możliwego przedstawienia. I chcą nas gościć. Zawsze to jest pełna widownia", mówił nasz gość.
Artur Barciś na scenie jest nie tylko aktorem. Wyreżyserował dwa spektakle: "Porwanie", w którym grają m.in. Barbara Kurdej-Szatan. Katarzyna Ucherska, Antoni Pawlicki, Marcin Perchuć i Paweł Ciołkosz oraz "Nerwica natręctw", gdzie zobaczyć można chociażby Karolinę Sawkę, Katarzynę Herman, Macieja Wierzbickiego i Ragała Królikowskiego na zmianę z Kamilem Kulą. W obydwu gra też sam reżyser i obydwa cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Pierwszy z nich został wystawiony już 450 razy, a drugi aż 650.
Na koniec rozmowy gość Agnieszki Hyży i Macieja Rocka miał okazję spróbować dań, nad którymi pracował w kuchni Mateusz Gessler. A nasz kucharz powiedział: "Jak tylko pan wszedł do studia, to uśmiech się pojawił u większości ludzi. Dziękuję za to". My zaś jesteśmy przekonani, że ten uśmiech zawitał także na twarzach naszych widzów, bo Artur Barciś jest absolutnie wyjątkową osobistością.
Całą rozmowę z Arturem Barcisiem, podobnie jak wszystkie odcinki "halo tu polsat", możecie zobaczyć na platformie Polsat Box Go.
Zobacz też: