O nieobojętności, pamięci i codzienności. Marian Turski we wspomnieniach córki
Materiał zawiera linki partnerów reklamowych.
"Jedenaste przykazanie: nie bądź obojętny" – mówił przed pięcioma laty Marian Turski, nie podejrzewając zapewne, że słowa te z miejsca przyjmą postać trwałego elementu współczesnej narracji o moralności. Apel ów stał się bowiem exemplum odpowiedzialności i aktem sprzeciwu wobec wygodnego milczenia, dziś zaś poczytywany jest jako duchowy testament epoki, która doświadczyła za wiele, by ufać ciszy. Trzy miesiące po śmierci redaktora Turskiego jego córka – Joanna – kreśli jednak mniej znane oblicze ojca – utkane ze szczegółów codzienności, które umykają na ogół oficjalnym wspomnieniom.

O jedenastym przykazaniu i niedoścignionym ojcowskim wzorze
Rozmowa Aleksandra Sikory z Joanną Turską nie bez przyczyny odbywa się w przestrzeni warszawskiego Muzeum Historii Żydów Polskich.
"To niesamowite i wyjątkowe miejsce, współtworzone przez mojego tatę i tak ważne w jego życiu", mówi, dodając, że gdyby nie "wielkie serce i ogrom pracy" jej ojca, POLIN – w obecnej formie – mógłby nie powstać.
Spuścizna Mariana Turskiego nie ogranicza się jednak do muranowskiego gmachu; to także – a może przede wszystkim – słowa. Wśród nich zaś i te, które zdają się trwać mimo upływu czasu: "Nie bądź obojętny".
"Jestem szczęśliwa, że weszły do obiegu. Po raz pierwszy padły z ust przyjaciela taty, Romana Kenta, ale rzeczywiście, dopiero po jego przemowie nabrały szerszego rozgłosu. Mam nadzieję, że dużo dobrego wyjdzie z tego, że ludzie tak się nimi przejęli", uzupełnia Turska.
Jak sama przyznaje, nigdy nie odczuwała jednak presji związanej z koniecznością kontynuowania dziedzictwa.
"Tata wiedział, że mam swoje życie i swoje zajęcia".
Joanna nie rysuje przy tym obrazu ojca pokrytego pomnikowym patosem, choć naturalnie wplata w opowieść "wyjątkowość postaci" – zarówno w wymiarze publicznym, jak i prywatnym.
"Dla mnie był tatą, ale w pewnym momencie zaczęłam dostrzegać, że jest wyjątkową postacią. Pod wieloma względami był dla mnie absolutnie niedoścignionym wzorem".
O córce melomana i ojcu na górskich szczytach
Wspomnienia córki prowadzą nie tylko przez historię, ale i przez muzykę, z którą Joanna – ceniona flecistka – związana jest od lat.
"Muzyką zajęłam się dzięki temu, że rodzice byli melomanami. Oboje mieli świetną pamięć i świetny słuch - pomimo że nie mieli muzycznego wykształcenia. Choć mama [Halina Paszkowska-Turska – przyp. red.] była operatorką dźwięku", opowiada, zdradzając, że jej własna droga zawodowa nie była oczywista, zaś pierwotnym celem pozostawało pójście w ślady matki.
Melomania Mariana Turskiego, choć niezawodowa, zaprowadziła go jednak... do Studia Koncertowego Polskiego Radia. Tam też, przy okazji 90. urodzin, miał okazję poprowadzić orkiestrę Sinfonia Varsovia, wcielając się w rolę dyrygenta.
"Macie do czynienia z analfabetą totalnym. To wielkie ryzyko, bo jeżeli okaże się, że orkiestra może grać z takim osłem jak ja, to znaczy, że maestro w ogóle nie jest potrzebny", mówił wówczas jubilt z właściwą sobie ironią.
Recenzowanie występów córki nie należało jednak do codziennych zwyczajów redaktora Turskiego.
"Mam wrażenie, że tata patrzył, a właściwie słuchał przez różowe okulary. Pamiętam pozytywy, ale nie pamiętam krytyki".
Pytana o charakter taty, nie unika jednak tonów mniej wygładzonych, którymi maluje pełniejszy portret - nie tylko legendy, ale i człowieka, który do końca życia kierował się własną logiką, nadając jej wyrazisty ton.
"Bywał humorzasty, nie chcę mówić, że był to absolutny ideał", wyznaje Turska.
W jej wspomnieniach nie zabrakło też i... ojca w ruchu.
"Graliśmy z tatą w ping-ponga, dużo podróżowaliśmy. Bardzo lubił wędrówki po górach, więc chodziliśmy razem. [...] Przeszedł całą Orlą Perć i to nieraz".
O ciszy, która chroniła i pamięci, która nie znika
Wbrew pozorom temat rodzinnej przeszłości nie od początku funkcjonował w domu Turskich jako oczywistość.
"Rodzice przez długi czas mnie chronili, nie mówili o szczegółach swoich życiorysów", mówi Joanna.
I choć wiedziała, że ojciec ma za sobą obozową przeszłość, temat ten jawił się jako fakt powszechny, niemal szkolny, nie zaś część rodzinnej historii.
"Dopiero w późniejszym wieku zaczęłam domyślać się wielu rzeczy, trochę też się dowiedziałam".
Jednym z doświadczeń, które zostawiły trwały ślad w codzienności Mariana Turskiego, był głód. Nie jako temat rozmów, ale nawyk.
"W domu nie było wyrzucania jedzenia. Liczył się absolutnie każdy kawałek chleba. Tata podchodził do lodówki i patrzył, co może się popsuć i co trzeba zjeść", wspomina jego córka, przytaczając jednocześnie opowieść związaną z redakcją ojca.
"Był taki czas, co przeszło zresztą do historii, że miał swoje ulubione chleby, które kupował i przynosił do »Polityki«, gdzie rozdawał te bochenki".
Podobnie miała się sprawa prezentów – niełatwo było go bowiem obdarować czymkolwiek.
"Przez wiele lat strasznie trudno było mu dać jakikolwiek prezent. Czasami musiałam organizować spiski ze znajomymi. [...] Gdy rozpadały mu się buty, nie chciał nowych", dopowiada Turska.
"Tata bardzo często mówił, że w strasznych rzeczach, które przeżył, najgorsze było odhumanizowanie i poniżanie. Uważał, że z tym trzeba walczyć", mówi dalej, podsumowując niejako działalność ojca, który szacunek do bliźnich uczynił codziennym imperatywem.
"Gdy pojawiają się przeciwne strony, należy pamiętać, że po tej drugiej też są ludzie. I trzeba do nich podchodzić z szacunkiem", pointuje Joanna.
Dziedzictwo Mariana Turskiego to nie tylko zdanie o nieobojętności, ale całe życie ułożone wokół próby zrozumienia, jak nie być obojętnym naprawdę.
"Są, na szczęście, doświadczenia pozytywne, gdy obie strony dochodzą do wniosku, że nie mają innego sposobu zapewnienia spokojnego, bezpiecznego życia swoim dzieciom, wnukom, przyszłym pokoleniom niż doprowadzenie do kompromisu" - mówił na trzy tygodnie przed śmiercią, ostatni raz publicznie dzieląc się swoim przesłaniem.
Tym razem nie był to jednak apel do świata, ale zobowiązanie złożone w nasze ręce.
Marian Turski zmarł 18 lutego 2025 roku. Miał 98 lat.
Rozmowę Aleksandra Sikory z Joanną Turską (i wszystkie odcinki "halo tu polsat") znaleźć można w serwisie Polsat Box Go.