Andaluzyjski Kadyks – najstarsze (a według wielu i najpiękniejsze) miasto Hiszpanii
Ukryty niemal krańcu Europy - niejako umyślnie oderwany od reszty lądu - Kadyks przypomina miejsce z pogranicza snu i jawy. I choć światło syci, a sól przesiąka to andaluzyjskie miasteczko od ponad trzech tysięcy lat - wciąż pozostaje ono pulsującym życiem punktem na europejskiej mapie; należy przy tym do nielicznego grona miejsc, które nie potrzebują publicity - wystarczy, że istnieją.

Miasto, które nie potrzebuje słów. Krótka opowieść o Kadyksie
O ile sam wjazd do miasta może stanowić unikalne doświadczenie, o tyle tak też dzieje się właśnie w Kadyksie. Ten położony jest bowiem na półwyspie, połączonym ze stałym lądem ledwie przesmykiem - niczym kładka nad bezkresnym oceanem; spacer tamtejszą promenadą stanowi więc niejako zanurzenie się w niekończącym błękicie. Miejsce to jako pierwsze upodobały sobie ludy fenickie - już w 1100 roku przed naszą erą, gdy założono Gadir, najstarsze miasto w tej części Europy. Mimo burzliwej historii w powietrzu nadal zdają się zaś pobrzmiewać echa statków - nie tylko starożytnych, ale i wypływających stąd wieki później ku Nowemu Światu (to w Kadyksie rozpoczynały się bowiem druga i czwarta z podróży Krzysztofa Kolumba).
Centrum zdobi z kolei charakterystyczna złota kopuła Catedral de la Santa Cruz, zwanej też catedral nueva (a więc "nową katedrą") - budowanej przez ponad sto lat na przełomie XVIII i XIX wieku. Z wież tejże rozciąga się panorama białych dachów i roziskrzonego morza.

Tuż obok wznosi się El Pópulo - najstarsza dzielnica Kadyksu (i prawdopodobnie całej Hiszpanii), wypełniona wąskimi uliczkami i kamiennymi łukami, a przez to mozaiką światła i cienia. Przejście przez Puertas de Tierra - monumentalną bramę, strzegącą niegdyś dostępu do miasta od strony lądu - jest z kolei jak cofnięcie się o wieki. Na Plaza del Topete (znanym też jako Plaza de las Flores) kwitną kolorowe bukiety, a zaledwie kilka kroków wystarczy, by trafić też na Mercado Central de Abastos - halę targową z XIX wieku, w której dalej panuje handlowy gwar.

Na Plaza San Juan de Dios mieści się zaś XVIII-wieczny kościół o tej samej nazwie - z bogatym barokowym wnętrzem i witrażami grającymi światłem na posadzce - a także miejski ratusz. Zaraz obok - Oratorio de San Felipe Neri, miejsce, w którym debatowano nad pierwszą konstytucją Hiszpanii w 1812 roku (tu wszak obradowały wówczas Kortezy). Spacerując dalej, trafiamy do Theatrum Balbi - niemal niezauważalnego z zewnątrz, ale w środku kryjącego jeden z najstarszych rzymskich teatrów Półwyspu Iberyjskiego, datowany na I wiek przed naszą erą.

Dla panoram i architektonicznych emocji nie tyle warto, ile wręcz trzeba wspiąć się na wieżę Tavira - najwyższy punkt starego miasta, dawny kupiecki punkt obserwacyjny. Po 173 schodach docieramy na taras, skąd widać całe miasto i ocean (wewnątrz znajduje się natomiast camera obscura - optyczny peryskop pokazujący miasto w czasie rzeczywistym).
W Kadyksie nie brakuje też przestrzeni zielonych - jest między innymi Parque Genovés z egzotyczną roślinnością, zacisznymi alejkami i widokiem na ocean.
Dalej? Szerokie, złote i ciągnące się kilometrami plaże; najsłynniejsza z nich to La Caleta - malowniczo położona między dwoma zamkami: Castillo de Santa Catalina i Castillo de San Sebastián. Druga z fortec wznosi się na wysepce połączonej z miastem długą kamienną groblą, a widok z niej pozostaje bezcenny. Białe kąpielisko Balneario de la Palma stoi na palach tuż nad wodą, mewy krążą nad głowami, a fale zdają się szeptać o dawnych wyprawach.

Avenida Campo del Sur to z kolei miejsce spacerów i przystanków. Restauracje i kawiarnie serwują lokalne przysmaki, a wieczorami mieszkańcy i mieszkanki przysiadają tamże z porcją chłodnego rebujito. Tuż obok - ogrody, dziedzińce, zieleń i cień - idealne miejsce na popołudniowy odpoczynek. Wieczorem warto zwrócić uwagę na dzielnicę Santa María, która wypełnia się dźwiękami flamenco - to tu ulice rozbrzmiewają śpiewem i gitarami najgłośniej.
Na wspomnienie zasługuje też kuchnia Kadyksu, która stanowi feerię smaków: pescadito frito, czyli smażone w głębokim tłuszczu małe rybki, czosnkowe ośmiorniczki, krokiety z tuńczykiem. Do tego sherry z pobliskiego Jerez, desery z Casa Hidalgo i niezmiennie - churros z gęstą, aromatyczną czekoladą.
Gdy słońce chyli się ku zachodowi, miasto mieni się złotem. Fale odbijają światło, dzwony biją, a Kadyks cicho zaprasza do uczestnictwa w kolejnej opowieści.
Zobacz też: