Zakościelny dotarł do finału "TzG", choć początki były niełatwe. Jedna rozmowa zmieniła wszystko
Kamil Olek
Choć od finałowego odcinka "Tańca z gwiazdami" minęło już kilka dni, wrażenia po nim wciąż nie opadły. Temu zaś nie powinien dziwić się nikt spośród tych, którym udało się zobaczyć choć fragment występu Macieja Zakościelnego i Sary Janickiej. Mimo że para zajęła ostatecznie trzecie miejsce, pojawiające się od blisko tygodnia komentarze nie pozostawiają wątpliwości – ich freestyle zapisze się w historii programu. O ogromnych emocjach, które towarzyszyły całej tanecznej przygodzie, opowiedział w "halo tu polsat" sam zainteresowany. Maciej zdradził też, w którym momencie drogi do Kryształowej Kuli tak naprawdę zaczął... tańczyć.
Freestyle, łzy i Stefano Terrazzino. Maciej Zakościelny o "Tańcu z gwiazdami"
Choć dziś trudno w to uwierzyć, aktor po raz kolejny podkreślił, że przed programem miał z tańcem nie za wiele wspólnego, choć niewątpliwie inne aktywności (chociażby karate czy muay thai) ostatecznie mu w tym pomogły.
"Te wszystkie kroczki, cała technika, bardzo mnie to zaskoczyło, bo zobaczyłem, że te moje »kocie ruchy« nie wystarczą tutaj. Przede wszystkim trudno było mi zrozumieć, że w tak krótkim czasie mogę się nauczyć jednego, potem dwóch, a w końcu trzech tańców", mówił.
Wyszło lepiej, niż sam mógł się spodziewać, zaś freestyle do choreografii Jakuba Pursy, którego wraz z Sarą podjął się w finale, aż chciałoby się nazwać "wyższą szkołą jazdy". Poprzeczka zawieszona zaś była naprawdę wysoko.
"To, co się działo na widowni, to, jakie owacje dostaliśmy po naszym tańcu. To, jak ludzie do nas piszą, wysyłają zdjęcia, jak płaczą po tym. Nasze tańce w ogóle zostały tak odebrane od samego początku – czy tango na krzesłach, czy nasz współczesny, czy rumba, czy cha-cha, czy hip-hop z moim bratem. No i zwieńczenie tego naszym freestylem, który był bardzo osobisty", dodał Maciej.
Wyjaśnił także, że decyzja dotycząca udziału w show i to właśnie teraz, gdy skończył już 44 lata, a na scenie (i ekranie) jest od ponad dwóch dekad, miała być przepustką do świata tańca, który pozostawał dla niego nieznany, a jednocześnie swego rodzaju zwieńczeniem tego, co przeżywał do tej pory.
"Poczułem się znowu jak w szkole teatralnej. Te wielogodzinne próby, ten wysiłek... nie jest mi to obce. Ja powtarzam moim synom, że trzeba wkładać wysiłek w to wszystko, co się robi, poświęcać temu czas, by być mądrym, by coś wiedzieć. Bo jeżeli tak by nie było, wszyscy bylibyśmy mądrzy", uzupełnił Zakościelny.
Aktor ujawnił też, że choć faktycznie wykonywał taneczne kroki już w pierwszych odcinkach, tak naprawdę tańczyć zaczął dopiero dzięki Stefano Terrazzino.
"Byłem załamany, ale spotkanie ze Stefano dało mi dużo, on pokazał mi od tej męskiej strony, na czym polega taniec. I rzeczywiście zacząłem, mam wrażenie, tańczyć. W końcu zobaczyłem, że to jest coś, po co tu przyszedłem", przyznał.
Czy po przygodzie w "TzG" w zawodowym życiu Maćka przyjdzie czas na – ot, na przykład – film z tańcem jako głównym motywem? Mamy na to ogromną nadzieję.