Urodzinowy powrót do przeszłości. Jak zaczęła się kariera Edyty Górniak?
Kamil Olek
Choć nie była Ewą i do teraz wypiera się kradzieży nieba, wciąż pozostaje wodą, ogniem, burzą i perłą na dnie, a wszystko to pomiędzy kolejnymi zmianami w dotyk. Edyta Górniak – bo chyba nikt nie ma już wątpliwości, że o nią chodzi – obchodzi dziś 52. urodziny (a przynajmniej tak wynika z oficjalnej metryki). Z tej właśnie okazji przypominamy najważniejsze (choć wybrane subiektywnie) wydarzenia z początków kariery naszej diwy. Dla ułatwienia – chronologicznie.
Śpiewać każdy może, czyli Edyty Górniak "powrót" do Opola
Choć debiut Edyty Górniak przypadł na początek lat 90. ubiegłego wieku, pierwsze kroki na drodze do muzycznej kariery postawiła już w 1986 roku, chwilę po ukończeniu 14. roku życia, kiedy to założyła własny zespół – System B. Niedługo później, podczas przeglądu orkiestr weselnych, Edytę dostrzegła krytyczka muzyczna i trenerka wokalna Elżbieta Zapendowska, u której zaczęła pobierać lekcje śpiewu. Między innymi dzięki temu w roku 1990 wzięła udział w programie telewizyjnym Zbigniewa Górnego o dość znamiennym tytule "Śpiewać każdy może", gdzie wykonała cover utworu Sam Brown – "Stop!". Paradoksalnie jednak nie tylko nie zatrzymał on kariery Górniak, ale wręcz ją rozpędził.
W tym samym roku początkująca artystka "powróciła" do Opola – o ile bowiem na scenie KFPP pojawiła się po raz pierwszy, o tyle w samym mieście mieszkała przez kilka dobrych lat. "Comeback" okazał się udany, dzięki własnej interpretacji jazzowego utworu "Zły chłopak", w oryginale wykonywanego przez Lorę Szafran, 18-letnia wówczas Edyta otrzymała wyróżnienie w koncercie "Debiutów". To z kolei otworzyło jej drzwi do dalszej (i wielkiej, jak miało się wkrótce okazać) kariery.
"Metrem" na Eurowizję. I to przez Broadway
Na fali opolskiej rozpoznawalności Edyta, będąca ówcześnie uczennicą... technikum pszczelarskiego, dołączyła do tworzącej się wówczas obsady "Metra" (podczas przesłuchań ponownie wykonała zaś piosenkę "Stop!" i ponownie okazało się to strzałem w dziesiątkę). Początkowo wystąpiła w roli drugoplanowej z jedną tylko solową partią (choć "Litania", o której mowa, napisana została przez Janusza Stokłosę specjalnie dla niej), by ostatecznie przejąć rolę Anny po Katarzynie Groniec.
W międzyczasie "Metro" zadebiutowało na Broadwayu, jednak dość szybko okazało się, że nie odniesie większego sukcesu na amerykańskiej ziemi. Górniak po krótkiej nowojorskiej przygodzie powróciła więc z całą ekipą do Polski. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – regularne występy w najgłośniejszym ówcześnie polskim musicalu (a potem i w innych sztukach) przyniosły jej rozpoznawalność, którą umiejętnie wykorzystała, sprawiając, że jej nazwisko zaczęło być odmieniane przez wszystkie przypadki. Takim też sposobem w 1994 roku trafiła na krótką listę potencjalnych reprezentantów i reprezentantek Polski podczas 39. Konkursu Piosenki Eurowizji w Dublinie.
Ostateczny wybór padł właśnie na nią, Edyta zaś szybko zgodziła się podjąć wyzwanie. Wtedy też powstał (cieszący się dziś mianem legendarnego) utwór "To nie ja". Mało kto wie (lub pamięta) jednak, że do finałowego występu artystki... mogło w ogóle nie dojść. Po przylocie do Irlandii zachorowała ona bowiem na zapalenie krtani i by zwiększyć szanse na zauważenie przez komisję jurorską podczas występów, zachęcona przez współpracowników, wykonała swoją piosenkę w języku angielskim. W latach 90. eurowizyjne zasady były jednak jasne – do konkursu dopuszczano jedynie piosenki w językach ojczystych. Sprzeciw wobec dalszego uczestnictwa Polski wyraziło kilka delegacji, żadna nie złożyła jednak formalnego protestu, w związku z czym Górniak dopuszczono ostatecznie do dalszych zmagań. I całe szczęście, w finale zdobyła bowiem 166 punktów, dzięki czemu zajęła drugie miejsce (co, jak do tej pory, nie udało się nikomu innemu). I z miejsca zyskała status gwiazdy. Oraz diwy. A także księżniczki polskiej piosenki (tytuł "królowej" należał już bowiem do Maryli Rodowicz).
Górniak w Londynie, czyli o karierze, która przekroczyła polskie granice
Jeszcze przed wyjazdem do Dublina i Eurowizją Edyta podpisała kontrakt z niezależną wytwórnią fonograficzną, co pod koniec 1994 roku poskutkowało wydaniem singla "Once in a Lifetime/To nie ja!", który sprzedawany był nie tylko w Polsce, ale również w Niemczech, Austrii czy Szwajcarii. Zaledwie kilka miesięcy później, bo w maju 1995 roku, światło dzienne ujrzał z kolei pierwszy album studyjny wokalistki, zatytułowany "Dotyk", z którego to pochodzi singiel o tym samym tytule, a także – między innymi – "Jestem kobietą". Krążek rozszedł się w ponad 400 tysiącach egzemplarzy, co przyniosło z kolei certyfikat podwójnie platynowej płyty. W tym samym roku w ręce Górniak powędrował też Fryderyk w kategorii "fonograficzny debiut roku".
I choć już wtedy jasne było, że pozycja Edyty w kraju ugruntowana została na lata, ta postanowiła nie spoczywać na laurach. Zdecydowała się więc na wyprowadzkę do Londynu, po czym rozpoczęła przygotowania do nagrania pierwszej, tym razem międzynarodowej płyty. Ziściło się to w listopadzie roku 1997, zaś album zatytułowany "Edyta Górniak" światową premierę miał... w Japonii. Płyta rozeszła się w nakładzie blisko pół miliona egzemplarzy, z czego 2/3 przypadły na niepolski rynek. Promujący krążek utwór "When You Come Back to Me" stał się przebojem między innymi w Skandynawii oraz Portugalii (gdzie wykorzystano go nawet w popularnym serialu telewizyjnym), choć niemałą popularnością cieszył się także w części państw azjatyckich (klip do kawałka Edyty dotarł zaś w pewnym momencie na podium listy przebojów lokalnego MTV).
W międzyczasie Górniak nie zniknęła jednak z polskiej rzeczywistości – z tamtego okresu pochodzą bowiem między innymi utwory "Kolorowy wiatr", "Lustro" czy "Dumka na dwa serca". Grzechem byłoby nie wspomnieć i o "Hope for Us" – przeboju nagranym z tenorem José Carrerasem, a zaprezentowanym podczas pamiętnego koncertu w warszawskiej Sali Kongresowej.
Co działo się później? Znacie historię, nietrudno będzie więc sobie przypomnieć.
My zaś życzymy Edi wszystkiego, co najlepsze.