Marta Lech-Maciejewska o życiu po diagnozie: "Z moich oczu poleciało morze łez"
Beata Maj
W studio "halo tu polsat" usiadła dziś cała rodzina Marty Lech-Maciejewskiej. Marta, która kilka miesięcy temu dowiedziała się, że choruje na nowotwór złośliwy, opowiedziała, jak się czuje po operacji. Zdradziła także, że tegoroczne święta jej rodzina spędzi inaczej niż zwykle.
Mijający rok był szczególnie trudny dla Marty Lech-Maciejewskiej. Prowadząca program "Drugie życie sukni ślubnych" w Polsacie usłyszała diagnozę, która ją zmroziła. Okazało się, że ma nowotwór złośliwy. Jak mówiła, rósł on w jej ciele przez 8 lat, z początku bagatelizowany przez lekarzy.
We wrześniu odwiedziła studio "halo tu polsat", by podzielić się z widzami swoją historią i opowiedzieć o samopoczuciu. Dziś - razem z całą rodziną, mężem Janem oraz synami Mieciem i Zyziem - ponownie usiadła na naszej kanapie. Zdradziła, jak się czuje i opowiedziała o planach na najbliższy czas.
Marta Lech-Maciejewska w "halo tu polsat" opowiada o tym, jak czuje się po operacji
"Dobrze się czuję" - wyznała na początek Marta. - "Zmęczona po grudniu oczywiście, bo ten grudzień dał mi bardzo w kość - dużo emocji i to bardzo skrajnych, ale też przygotowania do świąt, jeden kawaler miał urodziny, ja miałam urodziny, mieliśmy rocznicę ślubu, byliśmy na nartach, więc w grudniu przerobiliśmy większość aktywności z całego roku" - zdradziła.
Marta powiedziała również, że dostała już wyniki badań po operacji.
"Mam dobre wiadomości. Okazuje się, że nie mam przerzutów, więc jeszcze trochę walki przede mną o powrót do pełni zdrowia, natomiast najważniejsza informacja jest taka, że ten nieproszony gość nie poszedł nigdzie dalej".
Lech-Maciejewska dodała, że informacja o tym, że wraca do zdrowia, sprawiła, że zaczęły jej puszczać emocje, które przez wiele miesięcy mroziła i których nie dopuszczała do siebie.
"Perfekcyjnie nauczyłam się uciekać od tej choroby - uciekłam w pracę, różne aktywności i tak naprawdę dopiero teraz konfrontuję się z emocjami, które mi towarzyszyły. Więc paradoksalnie tych łez jest teraz więcej - jak się teraz bardziej wzruszam, jestem bardziej emocjonalna, bo dopuszczam do siebie te emocje" - mówiła.
Rodzina Marty Lech-Maciejewskiej w "halo tu polsat" opowiedziała o trudnym czasie, gdy lekarze powiedzieli o diagnozie
Mąż Marty, Jan, wspominał, jak wspierał żonę w trudnym czasie.
"Ja mam takie doświadczenia, że moja mama zmarła na raka, w związku z tym, ja wiem, jak to wygląda i właśnie nie chciałem dopuścić do czegoś takiego, żeby cała rodzina chorowała. Jednocześnie wszystko wskazywało na to, że powinno być dobrze, więc skupiliśmy się na działaniu" - podkreślił.
Jan opowiadał, że w ciągu godziny od postawienia diagnozy znalazł lekarza, który potem operował Martę. Janek wziął też na siebie ciężar poinformowania o chorobie żony jej rodziców - jak mówił, zrobił to w obecności Marty. Potem porozmawiał z dziećmi tak, by ich nie przestraszyć.
Marta podkreśliła też, że to, co wydarzyło się w ostatnim czasie, bardzo ją zmieniło.
"W końcu przestałam czekać i gromadzić to szczęście wokół siebie, a zaczęłam z niego korzystać i żyć tym szczęściem. Okazało się, że mam absolutnie wszystko, czego potrzebuję do tego szczęścia" - mówiła wzruszona.
"Zatrzymałam się, zrobiłam sobie taki remanent tego, co mam. A takim największym moim zwycięstwem w tej historii jest to, że ja się przekonałam na własnej skórze, że mam wspaniałych ludzi wokół siebie, a ja życję dla miłości i dla ludzi".
Marta Lech-Maciejewska mówi, czego się nauczyła przez chorobę
"Od momentu diagnozy, czyli od początku wakacji do grudnia z moich oczu poleciało morze łez. I co jest ważne, żadna nie spadła na ziemię, bo każda została złapana przez kogoś bliskiego i uważam, że to jest największy sukces, który osiągnęłam - ludzie, którzy byli wokół mnie. Chociażby Zygmuś i Miecio, który bardzo mnie wspierali" - powiedziała, wskazując na synów.
Rodzina zdradziła, że święta zamierza w tym roku w swoim gronie. We czwórkę wybierają się do hotelu i zamierzają nacieszyć się swoją obecnością.
Marta podsumowała, że to, czego teraz najbardziej potrzebuje, to święty spokój.
"Chciałabym odpocząć, nabrać energii, bo mam ogromny apetyt na życie po tym. Chciałabym wykorzystać każdy moment i koncentrować się na tym, co mnie uszczęśliwia, a nie innych ludzi. To też była dla mnie lekcja, którą wyciągnęłam z tej historii. Że trochę szkoda mi tych wszystkich sytuacji w życiu, gdzie próbowałam dopasować się do innych. I to też jest taki apel do widzów - żeby te święta spędzić po swojemu. Zróbcie coś dla siebie w te święta" - zakończyła Marta.