Bez przewodnika, na półdzikich koniach. Ich podróż to materiał na film

Beata Łajca

Beata Łajca

Misheel Jargalsaikhan znamy z "Rodziny zastępczej", a Michała Malinowskiego z "Pierwszej miłości" i kilku innych seriali telewizyjnych. Aktor zasłynął też niebywałym wyczynem — wyruszył samotnie w rejs po oceanie na jachcie, który sam zbudował. O podobnych wyczynach Misheel nie słyszeliśmy, ale wiemy, że uwielbia podróżować do swojej rodzimej Mongolii. W "halo tu polsat" aktorzy opowiedzieli o tym, jak to się stało, że znaleźli się tam razem i dlaczego zdecydowali się podróżować na półdzikich koniach i wspinać bez przygotowania.

Misheel Jargalsaikhan i Michał Malinowski w "halo tu polsat"
Misheel Jargalsaikhan i Michał Malinowski w "halo tu polsat"GałązkaAKPA

Misheel i Michał poznali się dzięki "Tańcu z gwiazdami". Ona była uczestniczką 6., a on 7. edycji programu, a spotkali się na jednym z wydarzeń związanych z show. Od tamtej pory byli znajomymi i czasem mieli ze sobą kontakt, ale przygoda w Mongolii bardzo ich do siebie zbliżyła. Jak to się stało, że trafili tam razem?

O wspólnej wyprawie zadecydował zbieg okoliczności

Misheel mieszka w Polsce od trzeciego roku życia, a urodziła się właśnie w Mongolii. Co roku odwiedza swoją ojczyznę, aby, jak mówi, spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, napawać się widokami i błogim spokojem. Ale ta wyprawa była wyjątkowa:

"Ja po raz pierwszy w życiu byłam w takim miejscu, które od wielu, wielu lat było moim wymarzonym punktem.(...) [Do Mongolii - przyp. redakcji] jeżdżę co roku i jest tam bardzo wiele zróżnicowanych terenów. Śmieję się, że jeżeli przez 30 lat, co roku będę jeździła do innego miejsca, to może zobaczę 30 procent Mongolii".

Mongolska przygoda Misheel Jargalsaikhan i Michała Malinowskiegohalo tu polsat

Kiedyś rozmawiała z Michałem o podróży do Mongolii, bo on od dawna chciał zwiedzić ten wielki kraj. W końcu udało mu się tam wybrać, a traf chciał, że na miejscu była także Misheel. Bo para przyjaciół wcale nie pojechała tam razem. Ona była w Mongolii na czteromiesięcznej wyprawie, a on pojechał ze znajomymi na trzy tygodnie. Skontaktował się z Misheel i postanowił odłączyć się na tydzień od swoich przyjaciół, aby, jak się później okazało, przeżyć z nią jedną z najpiękniejszych przygód swojego życia. Misheel wspomina:

"Byłam w rejonie gór Ałtaj, gdzie kompletnie nie ma zasięgu. Jadąc gdzieś (...) złapałam zasięg dosłownie na pięć minut i w tym momencie dzwoni Michał Malinowski. A ja mówię — o co chodzi?! A Michał na to: cześć, jestem teraz w Meksyku, jesteś w Mongolii?"

Podróż bez przewodnika, na półdzikich koniach

"To był mój pierwszy raz w Mongolii, ale na pewno nie ostatni. Zgadzam się, że jest to tak ogromny kraj, z takimi przestrzeniami, że nawet miesiąc to jest malutko. Tam trzeba pojechać na kilka lat, moim zdaniem, żeby odkryć tę magię, która tam siedzi w ukrytych gdzieś na stepie miasteczkach" - opowiada Michał.

To on nakłonił swoją towarzyszkę do podróży bez przewodnika, bo kocha to poczucie wolności i adrenalinę, która się wiąże z samodzielnym przemierzaniem nieznanych krajów. Brak przewodnika to nie wszystko. Zdecydowali, że część trasy pokonają konno. Misheel wspomina, że jej rodzina odradzała dosiadanie półdzikich zwierząt, mówiąc, że to zdecydowanie zbyt niebezpiecznie. Michał ma większe doświadczenie w jeździe konnej i on nie miał żadnych wątpliwości. Mówił, że jeśli dał sobie radę na oceanie, to w Mongolii też sobie poradzi. Kiedy dosiedli już swoich rumaków, Michał był pod ogromnym wrażeniem umiejętności jeździeckich swojej towarzyszki.

Razem na jeden z najwyższych szczytów Mongolii

Misheel i Michał podróżowali po górach Ałtaj i postanowili wspiąć się na Malchin Peak — jeden z najwyższych szczytów w Mongolii, o wysokości 4050 m n.p.m. Chociaż było to ogromne wyzwanie, zwłaszcza dla Misheel.

Michał opowiada: "Pamiętam, że zaraz przed wejściem Misheel powiedziała mi, że ona nigdy nie była w górach, więc ja się przez chwilę przeraziłem, że może nie powinniśmy..."

Mimo, iż nie byli profesjonalnie przygotowani, to dali radę i byli z siebie bardzo dumni. Zwłaszcza, że pogarszające się warunki pogodowe sprawiły, że wiele osób rezygnowało po drodze:

"Mijaliśmy po drodze bardzo dużo ludzi, którzy w połowie rezygnowali, w tym czterech izraelskich młodych żołnierzy, którzy przestraszyli się śnieżycy i piorunów" - wspomina aktor.

Michałowi imponowało to, jak dobrze radziła sobie jego towarzyszka podczas wyjątkowo trudnej wspinaczki. Nie obyło się jednak bez problemów. Spotkała ich tak gwałtowna zamieć śnieżna, że przez dłuższy czas ledwo poruszali się do przodu.

"Mniej więcej na środku góry zaczęło wiać tak, że ledwo mogłam utrzymać mniej więcej pion, zaczął padać deszcz, potem śnieg" - opowiada Misheel, a Michał dodaje: "Było zimno, bo bardzo wiało i musieliśmy parę razy chować się za skałami i czekać."

Wspinaczka zajęła im około 5 godzin, ale było warto, bo widoki, jakie zastali na szczycie, wynagrodziły im cały wysiłek.

Piękny początek przyjaźni na całe życie

To w trakcie tej trudnej wspinaczki Misheel poczuła, że rodzi się między nimi prawdziwa, głęboka przyjaźń:

"Żeby w ogóle wyczuć drugiego człowieka, moim zdaniem, trzeba spędzić sam na sam trochę czasu i w różnych warunkach, a tutaj wyzwań było mnóstwo. Ja widziałam Michała jako partnera, z którym się fajnie dogaduję, mamy wspólne zainteresowania, podobne podejście do wielu spraw (...). Ja jestem bardzo spontaniczną osobą, (...) a tam to pogoda decyduje, czy będziemy iść według planu, czy będziemy musieli to zmienić. A Michał miał w sobie taki spokój i ja się czułam bardzo bezpieczna przede wszystkim".

Misheel mówi, że była to jedna z najpiękniejszych podróży w jej życiu. Widoki, które podziwiała zapierały dech w piersiach. Poza tym trudne warunki i wyzwania sprawiły, że poznała siebie bardziej, przełamała swój strach i uwierzyła, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. W pewnym sensie odkryła siebie na nowo.

Czy kiedyś wrócą do Mongolii razem? Trudno powiedzieć. Misheel na pewno pojedzie tam sama, jak co roku, a Michał chciałby następnym razem przemierzyć ten piękny kraj na motorze, jeżeli w końcu uda mu się zrobić prawo jazdy.