Nie, Krzysztof Ibisz nie znika z Polsatu. Ale moda na bzdury wciąż ma się świetnie
Gdy w show-biznesie zanadto wieje nudą, w mediach zaczynają się na ogół zbiorowe halucynacje. Przykład? Piątkowy poranek, kiedy to tabloidy z wypiekami na twarzy ogłosiły rzekome "zniknięcie" Krzysztofa Ibisza z Polsatu i wielką rewolucję w ramówce. Powołując się na "ustalenia" i "informatorów" przekonywano, że "poszukiwania następcy" jednego z najbardziej rozpoznawalnych prezenterów w Polsce trwają, zaś dyrektor programowy stacji zdążył już wdrożyć "plan awaryjny". Problem jednak w tym, że... "rewolucyjne" doniesienia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, pozostając, li i jedynie, wyssanymi z palca plotkami. Niskich lotów.

"Był, jest i będzie". Ibisz i Miszczak dementują plotki
Spragnione reakcji samego zainteresowanego serwisy odpowiedź otrzymały chwilę później. Ku ich rozczarowaniu Krzysztof jasno zaznaczył, że nigdzie się nie wybiera.
"Ćwiczę sztuczki magiczne – pojawiam się i znikam. Ale jak zawsze widzimy się w każdy piątek w »halo tu polsat«", przekazał za pośrednictwem Instagrama.
Do sprawy odniósł się także Edward Miszczak, dyrektor programowy Polsatu. I tu nie zabrakło, niezbędnej w podobnych przypadkach, ironii. Bo kiedy poziom absurdu osiąga skalę przemysłową, pozostaje jedynie rozłożyć ręce.
"Wydawało się, że nic mnie już w szołbizie nie zaskoczy, ale dzisiaj od rana czytam te głupoty, i prasowe, i wirtualne, o tym, że Polsat szuka zastępcy dla Krzysztofa Ibisza. Myślę sobie, że to jest dowód na to, że jest moda na Polsat. A gdy nie ma już o czymś napisać, to pisze się o tym, że szukamy zastępstwa dla gwiazdy, która jest w Polsacie, była w Polsacie i będzie w Polsacie. Ja myślę, że Krzysztof będzie dłużej niż ja", powiedział w opublikowanym nagraniu.
Czy trzeba dodawać coś więcej?
Może jedynie tyle, że cały ten absurd rozczarowuje bardziej, niż śmieszy. Nie dlatego, że jest nowy, ale dlatego, że zaczyna uchodzić za stały element medialnego ekosystemu, w którym nie liczy się już ani rzetelność, ani odpowiedzialność, tylko szybkość publikacji i licznik odsłon. Po co sprawdzać, po co pytać, po co cokolwiek weryfikować, skoro wystarczy bezmyślnie przekleić, podbić nagłówek i czekać, aż się kliknie? A że potem trzeba będzie się z tego tłumaczyć? Któż by się przejmował. Za tydzień przecież zapomną. W końcu wszystko da się dziś przykryć nową "rewelacją" i zgrabnym "ups, pospieszyliśmy się". Po to, by cykl zaczął się od nowa.
Dla porządku i ku pamięci – Krzysztof Ibisz zostaje w Polsacie. Wciąż będzie pojawiać się na ekranie – i to nie jako hologram czy cyfrowy klon, ale realny człowiek z energią, której można mu tylko pozazdrościć. Zamiast więc kombinować, kto go "zastąpi", lepiej przyjąć do wiadomości, że nie każdy znika, kiedy redakcjom kończą się tematy.