Kamala Harris czy Donald Trump? Wybory we wtorek, ale Polki i Polacy... już podjęli decyzję
Kamil Olek
Czy już w najbliższy wtorek Stany Zjednoczone (a wraz z nimi i cały – nie tylko zachodni – świat) czeka kolejna rewolucja na szczycie? Wszystko wskazuje na to, że losy przyszłego lokatora (lub lokatorki) Białego Domu ważyć będą się do samego końca. Czy będzie to jednak powtórka z 2016 roku, kiedy Gabinet Owalny "zaczerwienił się" jedynie dzięki niuansom amerykańskiego systemu wyborczego? Czy Amerykanie i Amerykanki gotowi są na prezydentkę? I wreszcie, na kogo postawiliby Polacy i Polki? O tym wszystkim w "halo tu polsat" opowiedzieli: redaktor naczelny portalu Interia – Piotr Witwicki oraz socjolożki – Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek.
"Stary" Trump czy "nowa" Harris? Piotr Witwicki o wyborczych zawirowaniach w USA
Miesiące niezwykle intensywnej, a przy okazji i bezwzględnej kampanii znajdą swój finał już we wtorek, kiedy to dowiemy się, kto zostanie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki. I choć chciałoby się powiedzieć, że wyścig ten ma swoją faworytkę czy faworyta – cóż, nie tym razem. Wykresy sondaży zmieniają się bowiem niczym w kalejdoskopie, a i one same nie zawsze były wiarygodnym źródłem informacji – zdarzało się, że przepytywane osoby niechętnie informowały o rzeczywistym wyborze.
"Tak było 4 lata temu. Wiemy, że modele, które teraz powstają w Stanach Zjednoczonych, uwzględniają to. Socjologowie zaczęli brać pod uwagę to, że może być tak, że część wyborców ukrywa chęć głosowania na Trumpa. Wydaje mi się jednak, że to nie już ten Trump, co 8 czy 4 lata temu. Jest trochę inaczej odbierany, a media zupełnie inaczej się podzieliły. Dla części wyborców to już nie jest taki powód do wstydu, tylko czasami wręcz powód do manifestowania", mówił Piotr Witwicki, redaktor naczelny Interii.
Jak kształtują się jednak nastroje na finiszu kampanii prezydenckiej? Okazuje się, że równie istotne, co zmiany, jakie zaszły przez cztery lata prezydentury Joe Bidena (za naturalną kontynuatorkę której uważana jest Kamala Harris), mogą być wydarzenia ostatnich tygodni. A nawet dni.
"Dużo się zmieniło [przez ostatnie – 4 lata przyp. red.], jeżeli chodzi o projekty prospołeczne. I pewnie wszyscy poza sztabem Trumpa są w stanie to przyznać. Natomiast nie zostało to w należyty sposób wygrane i to jest na pewno duży problem. [...] Na finiszu tej kampanii i J.D. Vance, czyli republikański kandydat na wiceprezydenta i Donald Trump mieli dwie takie wielomilionowe rozmowy, ale właśnie nie w telewizjach, tylko w podcastach. I to jest coś, co może mieć ogromny wpływ, dlatego, że Trump pokazał się tam jako taki człowiek, którego na pewno można zrozumieć, a Vance wręcz jako następny prezydent", opowiadał.
Skoro jednak USA już w styczniu (wtedy bowiem oficjalnie rozpoczyna się kadencja) mogą mieć pierwszą w swojej historii prezydentkę, nie sposób nie wspomnieć i o tej kwestii. Szansa była już w roku 2016, kiedy naprzeciw Trumpa stanęła była sekretarzyni stanu Hillary Clinton. Przeszkodą okazał się jednak wtedy... amerykański system wyborczy, bo choć uzyskała ona więcej głosów wyborców i wyborczyń, przełożyło się to na mniejsze poparcie w Kolegium Elektorskim, a tym samym na przegraną. Czy kwestia płci ma jednak jakieś znaczenie dla Amerykanów i Amerykanek?
"Myślę, że Amerykanie są gotowi [na prezydentkę – przyp. red.], bo gdyby popatrzeć na te wybory, gdzie Donald Trump startował przeciwko Hillary Clinton, no to ona tak naprawdę zdobyła o wiele więcej głosów niż on. [...] Pytanie o to, kto zwycięży, to jest bardziej pytanie o to, czy w stanach swingujących [czyli takich, w których liczba demokratycznych i republikańskich wyborców jest podobna – przyp. red.] wyborcy są gotowi wybrać kobietę. Ale wydaje mi się, że, gdy patrzy się na to, jakie ma wyniki Kamala Harris, to chyba to, że jest kobietą nie jest tu jakby specjalnym zagadnieniem tak na dobrą sprawę dla wyborców", stwierdził Witwicki.
A jak wygląda to... w Polsce? Okazuje się, że mamy i takie dane.
Co by było, gdyby... czyli kogo wybraliby Polki i Polacy?
Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek, twórczynie serwisu socjolożki.pl, postanowiły zbadać, kto wyszedłby zwycięsko z wyborczej potyczki w USA, jeśli decydowaliby o tym mieszkańcy i mieszkanki naszego kraju. Okazuje się, że gdyby zależało to wyłącznie od nich, Kamala Harris mogłaby już pakować walizki i... przenosić się z Naval One Observatory Circle (czyli oficjalnej rezydencji wiceprezydentki) do Białego Domu.
"58% Polaków i Polek by na nią zagłosowało, gdyby tylko głosować mogli. 22% wybrałoby Donalda Trumpa. 20% jest niezdecydowanych", powiedziała Katarzyna Krzywicka-Zdunek.
Dorota Peretiatkowicz dodała, że pokazuje to swego rodzaju otwarcie na kobiety w polityce oraz to, że również w Polsce jesteśmy na to gotowi.
"To jest era otwarcia na kobiety w polityce", podkreśliła, choć z jej entuzjazmem nie zgodziła się druga z gościń.
"Dorota się cieszy, że jest tak dużo, a ja twierdzę, że jednak to jest mało, ponieważ zrobiłyśmy też badanie, gdzie zapytałyśmy, czy kobiety są gotowe na to, żeby kobieta była prezydentką i wyszło nam, że 46% kobiet się na to zgadza", stwierdziła Krzywicka-Zdunek.
Dlaczego odsetki te są tak niskie? Socjolożki wyjaśniły, że za jednym z powodów, które wymieniane są jako leżące u podstaw odwodzenia kobiet od kandydowania w wyborach, jest... zdanie mężczyzn. Pojawiają się bowiem obawy, dotyczące "zachwiania" tradycyjnych ról, narzucanych przez patriarchat.
" [...] Nie miałaby czasu, nie zajmowałaby się domem. Ale Polki nie wierzą też tak bardzo w swoje siły. Że one nadają się do tych zawodów wyższych, managerskich, że może nie mają takich kompetencji", przekonywały naukowczynie.
Czy mimo to i my doczekamy się wkrótce prezydentki Polski? Niestety, niewiele wskazuje na to, by stało się to przy okazji wyborów w 2025 roku. Na razie będziemy więc musieli się zadowolić wynikiem wyborów w USA. Albo i nie.