Po drugiej stronie... kamery. Mia Wasikowska o burtonowskiej "Alicji", niezależnym kinie i polskim dzieciństwie
Choć na świat przyszła w australijskiej Canberze, niezmiennie podkreśla polskie korzenie – te zaś sprawiły, że pamiętną część dzieciństwa spędziła... w Szczecinie. Międzynarodową rozpoznawalność zyskała zaś dzięki roli Alicji w kultowej już produkcji Tima Burtona z 2010 roku, co z kolei dało początek hollywoodzkiej karierze. W pewnym momencie Mia Wasikowska, bo o niej mowa, wybrała jednak inaczej, stawiając na kino niezależne i autorskie ścieżki artystycznej samorealizacji. O drodze, która zaprowadziła ją na drugą stronę kamery, projektach "pod prąd", a także polskich wspomnieniach Mia opowiedziała Maksowi Behrowi.

Od Szczecina nad Bałtykiem do... australijskiej stolicy (i z powrotem). Mia Wasikowska o międzynarodowym dzieciństwie
Przez pierwszych osiem lat życia całym światem Mii była Canberra. Później nadeszła przeprowadzka – tymczasowa, choć znacząca – na drugi koniec świata, a mianowicie do Polski. Okres ten zapisał się w biografii przyszłej aktorki jako niezwykle intensywne, a także na swój sposób przełomowe doświadczenie – związane nie tyle z tożsamością, ile z codziennością, narzucającą nieznany dotąd rytm.
"Moja mama jest fotografką i dostała grant na stworzenie cyklu zdjęć inspirowanych jej wspomnieniami z dzieciństwa w Polsce. To był jej pierwszy powrót do kraju po dwudziestu czterech latach. Przyjechaliśmy wszyscy razem – ja, siostra, brat, a także tata, który dołączył trochę później. Mama miała tu spędzić dziewięć miesięcy, by zanurzyć się w miejscu, w którym dorastała", wspominała Wasikowska.
Dla dziecka wychowanego w słońcu południowej półkuli był to niemały szok kulturowy, który sama zainteresowana określa jednak mianem "fascynującego".
"Bardzo różniło się to od Australii. Pamiętam zimę czy konieczność noszenia kapci do szkoły, co było dla mnie kompletnie dziwne, bo przecież w Australii nikt tak nie robi. No i dzień wyglądał zupełnie inaczej – szkoła zaczynała się wcześnie, kończyła się wcześnie", wspominała.
Polskę odwiedzała później kilkukrotnie. Tym razem – przy okazji festiwalu Mastercard OFF Camera, podczas którego odebrała nagrodę "Pod prąd" – wraca zaś nie tylko jako artystka z wyraźnie wytyczoną drogą zawodową, ale i twórczyni, w życiu której aktorstwo sensu stricto przestało być jedynym środkiem wyrazu, stając się jednym z elementów szerszego procesu artystycznego.
Od Alicji według Burtona do kina, które nie musi się spieszyć
Wbrew pozorom marzenia o aktorstwie nie pojawiły się od razu – zainspirowało je dopiero artystyczne kino, które Wasikowska poznała jako nastolatka.
"Pomyślałam, że może warto spróbować. No i zapisałam się do dziecięcej agencji aktorskiej, zaczęłam chodzić na castingi", opowiadała.
Rola tytułowej Alicji w ekranizacji Tima Burtona pozwoliła jej zaś odnaleźć nie tylko spełnienie młodzieńczej wyobraźni, ale i miejsce w panteonie światowego kina – udział w tak dużej produkcji, osadzonej ponadto w powszechnie rozpoznawalnej rzeczywistości, stał się tym samym momentem przełomowym, który z marszu otworzył drzwi do kolejnych propozycji.
"Samo otrzymanie roli było ogromną radością. Możliwość bycia częścią historii Alicji, tak pięknej i magicznej opowieści, to coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że film zachęcił ludzi do sięgnięcia po książkę, bo ona naprawdę jest niesamowita", dodała.
Sukces nie zmienił jednak kierunku, w którym zmierzała – po latach intensywnej pracy Mia postanowiła bowiem wycofać się z trybu nieustannego przemieszczania się od planu do planu, by pozwolić sobie na inny rodzaj obecności, a mianowicie wybieranie ról, które nie wymagają kompromisów oraz stopniowe przechodzenie w stronę reżyserii.
"Chciałam zwolnić tempo, przestać gonić z planu na plan, bo to na dłuższą metę jest bardzo wyczerpujące. A potem naturalnie zaczęłam wybierać inne rzeczy, spokojniejsze. Teraz to wszystko jest dość nieprzewidywalne", stwierdziła.
Zmiana rytmu życia nie była jednak ucieczką, a starannie przemyślaną decyzją – nie tyle odwrotem od aktorstwa, ile ruchem w stronę świadomości artystycznej. Reżyseria przyszła z kolei dzięki propozycji, która trafiła na wyjątkowo podatny grunt.
"Dostałam szansę od przyjaciela, choć już od dawna mnie to interesowało. Po tylu latach na planie, po obserwowaniu różnych reżyserów, byłam ciekawa, jak wygląda to od środka. Jest czymś zupełnie innym niż aktorstwo. Nie musisz grać, możesz być sobą i wyrażać się twórczo na zupełnie innej płaszczyźnie. I naprawdę mnie to wciągnęło", tłumaczyła dalej, podkreślając, że "idzie swoją drogą".
Droga ta nie ma dziś określonego kierunku ani z góry narzuconego celu, nie opiera się na deklaracjach ani planach spektakularnych zwrotów, ale na uważności, intuicji i możliwości wyboru.
"Chciałabym jeszcze reżyserować, dalej trochę grać, a poza tym – zobaczymy. Jestem ciekawa, co przyniesie życie", przyznała, zdradzając przy okazji, że prace nad kolejnym projektem już trwają.
I choć nie zdradza szczegółów, zostawiając pytania bez odpowiedzi, stawia siebie dokładnie tam, gdzie chce być widziana. Pomiędzy graniem a reżyserią, między wcześniejszą rozpoznawalnością a późniejszą decyzją, że nie musi już niczego udowadniać. Wystarczy robić swoje.
Całą rozmowę z Mią Wasikowską znaleźć można poniżej.
Zobacz też: