Pierwszy mąż i trzecia żona. Historia miłości Andrzeja Wajdy i Beaty Tyszkiewicz
Kamil Olek
Gdybyśmy ogłosili dziś konkurs na najpopularniejszą parę polskiego show-biznesu, w szranki stanęłyby ich zapewne dziesiątki. W drugiej połowie lat 60. ubiegłego wieku tworzenie podobnych rankingów mijało się jednak z celem – analogiczny tytuł mógłby bowiem trafić tylko do jednego duetu. Ona – wzięta aktorka, rozpoznawana już w owym czasie od prawa do lewa. On – reżyser numer jeden, a tym samym twórca filmów z miejsca uznawanych za arcydzieła. I choć związek Beaty Tyszkiewicz z Andrzejem Wajdą zaczął i skończył się w oparach skandalu, chętnie wspominany jest po dziś dzień. Nie tylko przy okazji rozmaitych rocznic.
"Samson w popiołach", czyli o początkach wielkiej miłości
Mimo że w 1961 roku sukces "Niewinnych czarodziejów" nie zdążył jeszcze zblednąć, właśnie wtedy Andrzej Wajda postanowił wziąć na tapet kolejną historię – tak też zaczęły się prace nad ekranizacją powieści Kazimierza Brandysa pod tytułem "Samson". Choć produkcja nie spełniła oczekiwań krytyków, a sam Wajda uznał ją ostatecznie za nieudaną adaptację, nadużyciem nie będzie stwierdzenie, że dla reżysera stała się ona początkiem przełomu. Tym razem nie w życiu zawodowym, ale osobistym.
Do roli Stasi, właścicielki fotoplastykonu, zaangażowano bowiem Beatę Tyszkiewicz, początkującą ówcześnie aktorkę, która na koncie miała zaledwie kilka artystycznych kreacji. Obserwując jej poczynania na planie, Wajda miał zapomnieć nie tylko o wynoszącej 12 lat różnicy wieku, ale i o tym, że... jest już żonaty (i to po raz drugi). Wbrew pozorom nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia, choć i Tyszkiewicz nie kryła fascynacji starszym od siebie twórcą. Do ponownego "zejścia się" tej dwójki doszło dopiero kilka lat później, gdy przyszło im ponownie pracować razem, konkretniej – przy "Popiołach". Szybko okazało się, że tym razem nie zatrzyma się na zauroczeniu.
Wciąż żonaty (przynajmniej oficjalnie) Wajda nie spieszył się jednak z rozwodem – ten orzeczono na dwa tygodnie przed narodzinami dziecka, na które oczekiwał już z Beatą Tyszkiewicz. Dwa miesiące po porodzie aktorka i reżyser stanęli zaś na ślubnym kobiercu. Ona po raz pierwszy, on zaś... już trzeci.
"Choć w tamtym okresie Andrzej był już twórcą z dużym dorobkiem, a ja zaczynałam jako aktorka, nigdy nie wiązałam z tym związkiem żadnych nadziei zawodowych. Pokochałam człowieka, a nie reżysera. Cieszyłam się, że komuś tak fantastycznemu będę potrzebna, że będziemy mieli dom i dzieci", mówiła po wielu latach Tyszkiewicz.
Sielanka nie potrwała jednak długo. I to mimo najszczerszych chęci.
"Koniec przychodził powoli". Kolejny mąż nadszedł jednak szybko
Aktorka zdradziła w jednym z wywiadów, że za koniec szczęśliwego małżeńskiego życia odpowiedzialna była przede wszystkim praca, konkretniej zaś ten jej aspekt, który wiązał się z nieustannymi wyjazdami.
"Czułam się samotna. Koniec przychodził powoli, w pewnym momencie dopadła nas bezsilność. Teraz widzę, że nie dorosłam do takiego związku, nie wiedziałam, czego oczekuję od życia. Pięć lat byliśmy razem. Andrzej był zbyt dobry, a ja tego nie potrafiłam docenić", oceniała chłodno dekady później, dodając, że "i do małżeństwa trzeba dorosnąć".
O kulisach rozstania (w książce "Beata Tyszkiewicz. Portret damy") opowiedział całkiem niedawno przyjaciel pary – reżyser Janusz Majewski, który był bezpośrednim świadkiem zdarzeń, do jakich doszło w lipcu 1968 roku. Wcześniej plotkowano o dziesiątkach mniej i bardziej niestworzonych scenariuszy.
"Gdy kończył się obiad, Beata zebrała talerze, Andrzej zerwał się, by jej pomóc i na chwilę wyszli. Żona, korzystając, że jesteśmy sami, przekazała: »Beata właśnie mu powiedziała, że go opuszcza«. Być może była jakaś sprzeczka, kłótnia i pewnie to padło w emocjach akurat tego dnia. Jednak rzeczywiście się rozstali", relacjonował, stwierdzając przy tym bez ogródek, że wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z powodu rozstania.
Powodem był zaś młodszy o trzy lata od Tyszkiewicz student Wydziału Operatorskiego łódzkiej Filmówki (i późniejszy reżyser) – Witold Orzechowski. Tym razem do kolejnego małżeństwa spieszyła się sama aktorka – rozwód z Wajdą orzeczono w październiku 1969 roku, zaś już 9 miesięcy później para wzięła ślub. I ta relacja nie przetrwała jednak próby czasu.
"To było małżeństwo przypadkowe, w afekcie, na przekór wszystkim. Jeśli coś do Witka czułam, szybko mi przeszło. Uczucie do niego pozwoliło mi wytłumaczyć przed samą sobą rozstanie z Andrzejem. W uczuciach nie warto udawać", stwierdziła w jednej z medialnych rozmów Tyszkiewicz.
Po Orzechowskim wyszła jeszcze raz za mąż, za architekta Jacka Padlewskiego. Po trzecim rozwodzie pozostawała już tylko w związkach nieformalnych. Wajda z kolei w 1974 roku wziął kolejny ślub, a jego czwartą (a przy tym ostatnią) żoną została aktorka i scenografka Krystyna Zachwatowicz. Razem spędzili ponad 40 lat, zaś małżeństwo przerwała dopiero śmierć Mistrza.
Andrzej Wajda zmarł 9 października 2016 roku. Miał 90 lat.