Język bez cenzury. Katarzyna Grochola i Piotr Mosak o nieoczywistej sile przekleństw
Choć Iga Świątek przez lata kariery zasłużyła sobie na miano królowej światowych kortów, nawet w jej przypadku emocje potrafią wymknąć się spod kontroli. W podobnych sytuacjach ratuje na ogół jedno, a mianowicie siarczyste, niecenzuralne słowo (albo i całe zdanie). Zamiast wieszczyć jednak upadek obyczajów, warto przyjrzeć się słowom na "k", "p" czy "ch" od nieco innej strony – przekleństwa okazują się bowiem nie tylko sposobem na przetrwanie rzeczywistości, ale i... środkiem przeciwbólowym. Choć nie wszędzie i nie zawsze. W "halo tu polsat" na czynniki pierwsze postanowili rozłożyć je zaś Katarzyna Grochola – pisarka i scenarzystka oraz Piotr Mosak – psycholog.

Po co nam przekleństwa?
Choć język stosowany w dyskursie publicznym bywa na co dzień wygładzany i kontrolowany, zdarzają się sytuacje, gdy wyrażenie uczuć w sposób elegancki wydaje się co najmniej nieadekwatne. Właśnie wtedy na scenę wkraczają słowa, które przez lata uczono nas omijać. Zdaniem Grocholi złoty środek leży jednak w ich formie.
"Przypuśćmy, że słowem na »k« jest »korek«. »Tak, korek. Idę, korek, i widzę, korek, a on stoi z takim korkiem, wiesz«. To nie może być przecinkiem, ponieważ traci swoją niezwykłą wartość emocjonalną", mówiła.
I trudno byłoby się z nią nie zgodzić. W wersji Katarzyny wulgaryzmy nie są bowiem pustą odzywką, ale aktem ekspresji – wyrażeniem złości w formie czystej i, co ważniejsze, dosłownej.
"Brońmy się tylko przed chamstwem codziennym, przed przerywnikami, przed słowem brzydkim, które nie ma żadnej wagi", dodała, przywołując też Wańkowicza, który dowodził, że armatę da się naładować jednym tylko (a przy tym niekoniecznie cenzuralnym) słowem.
Mosak uderzył z kolei w tony nieco bardziej naukowe. Psycholog przypomniał tedy o badaniach, które pokazują, że przeklinanie może realnie obniżyć poziom bólu (i to nie tylko tego emocjonalnego, ale i fizycznego).
"Są badania, które udowadniają, że kiedy jesteśmy na granicy bólu i wyrzucimy go, dodając do tego te słowa na »p«, »k« czy »ch«, możemy wytrzymać dłużej", stwierdził.
Słowa mogą więc działać jako... znieczulenie. I to dosłownie. Piotr przestrzega jednak przed nadużywaniem językowej farmakologii.
"To tak jak z proszkami przeciwbólowymi. Jeżeli będziemy brać je trzy razy dziennie, to po miesiącu nie zadziałają", dodał.
Psycholog wskazuje także na funkcję emocjonalną – a mianowicie rozładowanie napięcia, które może narastać stopniowo. Ponownie nie chodzi jednak o mechaniczne wtrącenie przekleństw co drugie słowo, lecz o wyrazisty punkt kulminacyjny.
"Kiedy następuje kumulacja", podkreśla, sugerując, że to właśnie wtedy mocniejsze słowo może zadziałać jak zawór bezpieczeństwa.
Gdzie kończy się bluzg, a zaczyna nienawiść?
"Bardzo dobrze, dziewczyna sobie przeklęła i o czym tu dyskutować?", rzuciła Grochola, gdy rozmowa wróciła do Igi Świątek.
Pisarka nie doszukuje się w podobnym zachowaniu zgorszenia, bo, jak dopowiada chwilę później, "dużo większym zagrożeniem jest mowa nienawiści, która w ogóle nie musi zawierać brzydkich słów". I rzeczywiście – w określonych sytuacjach wystarczy ton czy rzucone mimochodem półsłówka, by obrazić kogoś bez używania wulgaryzmów, na ogół, stosując ocenę zamiast opinii.
"Nie podoba mi się, nie smakuje mi – to jest opinia. Ale jeżeli ty jesteś jakiś, jakaś – to jest ocena. Nie oceniajmy", apelował Mosak.
Nie chodzi więc o same słowa, lecz o intencję i ciężar, jaki za nimi stoi. Katarzyna przywołała przy okazji przykład Japonii, w której języku przekleństwa w zasadzie nie funkcjonują (a już na pewnie nie jako dosłowne tłumaczenie polskich wyrażeń na "k" czy angielskich na "f").
"Japończycy kumulują to, zamiast po prostu powiedzieć", zaznaczyła.
Czy wulgaryzmy mogą być jednak... poetyckie? Oczywiście. Fakt ten zobrazował Piotr, odwołując się do twórczości Joanny Chmielewskiej, która w "Ślepym szczęściu" zdecydowała się na wyjątkowo rozbudowaną formę: "Kurza ich parszywa, niedojona, w galaktykę kopana, z wiaderkiem węgla kolczastym drutem przez Most Poniatowskiego w te i nazad ganiana, zardzewiała morda". Czy można dosadniej? Można. Ale po co, skoro można tak?
Język nie jest jedynie narzędziem – to także swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa. Czasem lepiej więc rzucić mięsem, aniżeli trzymać wszystko w sobie i udawać, że nie boli.
Całą rozmowę z Katarzyną Grocholą i Piotrem Mosakiem zobaczyć można poniżej.
Zobacz też: